poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Drążący problem, czyli o świńskim świerzbie i czarownicach

    Mówi się, że przysłowia i powiedzenia to kopalnia ludowej mądrości i zawsze trzeba wyciągać z nich odpowiednie wnioski. "Podkładanie komuś świni" nie kojarzy nam się zbyt pozytywnie, zgoła wręcz wrogo i niegodziwie. Dzisiaj jednak chciałbym udowodnić, że nie zawsze "podłożenie komuś świni" jest wynikiem złej woli i skutkuje negatywnymi konsekwencjami ;)


    Poznajcie Batmana - młodą świnkę getyńską, która niebawem po trafieniu do nowego domu odwiedził mnie w przychodni Pulsvet z powodu niepokojących zmian skórnych. Młody knurek uporczywie drapał się i czochrał o różne meble i elementy wystroju domu, skórę miał zaczerwienioną, wyraźnie podrażnioną i złuszczoną. Kanały słuchowe wypełniała duża ilość woszczyny zmieszanej ze złuszczonym naskórkiem, a prosiaczek najwyraźniej cierpiał katusze świądu, którego mimo usilnych prób, nie był w stanie zaspokoić.

Poznajcie Batmana

Batman miał poważny problem dermatologiczny - świąd był tak silny, że doprowadzał do samookaleczeń

    Na szczęście w tym przypadku bardzo szybko udało się ustalić przyczynę problemów Batmana. Proste badanie - zeskrobina ze skóry oglądana pod mikroskopem - ujawniła, że Batman trafił do nowego domu z bardzo licznym towarzystwem - drobnymi, acz niezwykle dokuczliwymi roztoczami Sarcoptes scabiei var. suis. Po ludzku rzecz ujmując - Batman cierpiał z powodu świerzbu, a w jego naskórku tunele drążyły świerzbowce. Świerzbowiec drążący (Sarcoptes scabiei), bo tak brzmi oficjalna nazwa gatunku tego pajęczaka, to bardzo ciekawy zwierz, wywołujący często bardzo nieprzyjemne w skutkach choroby. Ma bardzo szeroki wachlarz żywicieli, obejmujący ssaki z bardzo odległych genetycznie taksonów. Jednocześnie gatunek wydaje się być podzielony na różne ekotypy / odmiany, wykazujące pewną specyficzność względem żywiciela. Dlatego też na ludziach występuje głównie S.s. var. hominis, na psach - var. canis, na królikach - var. cuniculi, na owcach - var. ovis itp. Świerzb daje się we znaki również wielu dzikim zwierzętom. Z pewnością niektórzy z Was kojarzą zdjęcia wyłysiałych, pokrytych strupami lisów (Vulpes vulpes) lub kojotów (Canis latrans), które szukająca sensacji prasa z lubością prezentuje jako dowód istnienia nieuchwytnej chupacabry. Świerzb sieje spustoszenie między innymi w populacjach dzikich wombatów tasmańskich (Vombatus ursinus) i szerokogłowych (Lasiorhinus latifrons)[tutaj na scenę wkracza var. womabti] czy koziorożców pirenejskich (Capra pyrenaica). Na szczęście, u zwierząt znajdujących się pod ludzką kuratelą świerzb stosunkowo dobrze reaguje na leczenie. Pamiętać tylko należy, że poza samym leczeniem przyczynowym koniecznie trzeba wspomóc skórę w regeneracji, zadbać o higienę otoczenia oraz zabezpieczyć siebie, gdyż świerzbowce - jak wspomniałem - wybredne nie są i z braku laku mogą zmienić gatunek żywiciela. Innymi słowy - świerzb ma potencjał zoonotyczny!


Taki mały, a tak kłopotliwy - Sarcoptes scabiei var. suis

    Po serii trzech dawek leku przeciwpasożytniczego Batman wyglądał już dużo lepiej. Jak na Mrocznego Rycerza przystało, kurację zniósł bardzo dzielnie, chociaż pewnie pół osiedla przy ul. Alternatywy słyszało, kiedy dostawał swoje zastrzyki ;) Swędzenie najwyraźniej minęło, a Batman może już zająć się czymś innym niż drapaniem. Skoro tak, my poruszymy jeszcze dwie powiązane, chociaż nieco odrębne kwestie.

Batman po udanej kuracji

    Świnki getyńskie (Göttingen minipig) to jedna z najmniejszych ras świni domowego (Sus scrofa f. domestica). Jej korzenie sięgają późnych lat 60-tych XX wieku, kiedy to na Uniwersytecie Georga-Augusta w Getyndze, a dokładniej w tamtejszym Institut für Tierzucht und Haustiergenetik, prowadzono prace hodowlane nad uzyskaniem niewielkiej rasy świń do wykorzystania jako zwierzęta laboratoryjne. Wprawdzie z laboratoriami kojarzą nam się bardziej szczury, króliki czy małpy, ale to świnie odgrywały wielką rolę w wielu medycznych badaniach, np. nad cukrzycą i przeszczepami transgenicznymi. Dodatkowo podobieństwo anatomiczne między poszczególnymi układami narządowymi jest większe w relacji człowiek - świnia niż człowiek - szczur. Stąd też obecnie znanych jest prawie 50 ras mini-świń, których pierwotnym przeznaczeniem było właśnie wykorzystanie laboratoryjne. Świnka getyńska powstała poprzez skrzyżowanie sprowadzonych z Hormel Institute w Austin, USA osobników rasy Minnesota minipig i wietnamskiej świni zwisłobrzuchej. Do tak powstałej mieszanki kilka lat później dodano - poprzez sztuczną inseminację - nieco genów German Landrace. Et voilà! Mamy naszą miniaturową świnkę getyńską. Z czasem została dostrzeżona również poza środowiskiem medycznym, zainteresowała się nią także branża zoologiczna, promując jako idealne zwierzę do towarzystwa. Obecnie popularnością przewyższa już do niedawna hołubione świnki wietnamskie. Niestety, gdy w grę wchodzi popularność i duży popyt na jakąś rasę, zrazu pojawia się też niebezpieczeństwo pseudohodowli. I tak też jest w tym wypadku - czystość genetyczna świnek getyńskich dostępnych na rynku może budzić pewne wątpliwości. Dość wspomnieć, że hodowla tej rasy kładła duży nacisk na uzyskanie osobników o niepigmentowanej skórze, zupełnie odwrotnie niż w przypadku "wietnamek". Wszak zmiany dermatologiczne łatwiej badać, gdy są wyraźnie widoczne. Tymczasem spora część oferowanych na rynku "getynek" jest czarna. Oficjalnie tylko cztery ośrodki na świecie zajmują się hodowlą tej rasy (Niemcy, Dania, USA i Japonia), właściwie wyłącznie do celów medycznych. Stąd też o świnkach utrzymywanych jako zwierzęta towarzyszące powinniśmy mówić raczej jako o "będących w typie świnki getyńskiej".

Świnia domowa (Sus scrofa f. domestica) - rzekomy wierzchowiec czarownic 

    Na koniec już niezwiązana z medycznym tematem dygresja. "Podłożyć świnię" nie jest typowo polskim związkiem frazeologicznym. Został on zapożyczony z języka rosyjskiego ("подложить свинью") i najprawdopodobniej nawiązuje do ludowych wierzeń, według których jedną z najskuteczniejszych metod zaszkodzenia nielubianemu sąsiadowi było podłożenie mu na próg domu świńskiej głowy. Takie działanie, wespół z odprawieniem konkretnych rytuałów, miało ściągnąć na ofiarę klątwę, nieszczęście i wszelkie troski i zgryzoty. Owszem, istnieje jeszcze interpretacja, według której powiedzenie to nawiązuje do powszechnie spotykanego w wielu religiach wschodu zakazu spożywania mięsa wieprzowego, jednak to z czarną magią w tle wydaje się być bardziej przekonujące. Wszak i w wierzeniach naszych przodków czarownice na sabat potrafiły wybierać się na latających świniach, a samo zwierzę ucieleśniało wiele ludzkich wad i przywar (stąd rzekomo obraźliwe nazywanie kogoś świnią, robienie komuś świństw, świntuszenie czy bycie świntuchem). Określenia te są niezmiernie krzywdzące, owszem, ale dla samych świń, które są zwierzętami niezwykle inteligentnymi, czystymi. Świnia, jako zwierzę nieczyste, przedstawiane jest na kartach Biblii, a bycie świniopasem było wyznacznikiem największego upadku społecznego, jak pamiętamy z przypowieści o synu marnotrawnym. Być może to błędne wyobrażenie o świńskim jestestwie wzięło się z oportunistycznego jadłospisu tych zwierząt? Wszak chociaż ma racice, to nie pogardzi padliną, czego przecież żadna szanująca się krowa, owca czy jeleń nie zrobią, prawda? Z drugiej strony w chińskiej symbolice świnia ma niezwykle pozytywny wydźwięk, podobnie jak w kulturze antycznej Grecji, Rzymu, wierzeniach starogermańskich i celtyckich. Może więc zakaz spożywania świń wynikał z potrzeby odróżnienia się od ludów pogańskich, które świnie powszechnie składały na ofiary swoim bogom?

Wykorzystana literatura:
● Arlian L.G. i Morgan M.S. "A review of Sarcoptes scabiei: past, present and future"; Parasites & Vectors
● Bosak P.Cz. "Leksykon wszystkich zwierząt Biblijnych"; wyd. Petrus
● Debnath P. i wsp. "Seroprevalence and Dermatopathology of Sarcoptes scabiei var. suis Infestation in Pigs"; Indian Journal of Animal Research
● Geurden T. i wsp. "Efficacy of ivermectin against Sarcoptes scabiei var suis in pigs"; VetRecord
● Grahofer A. iw sp. "Sarcoptes infestation in two miniature pigs with zoonotic transmission – a case report"; BMC Veterinary Research
● Laha R. i wsp. "Prevalence of Sarcoptes scabiei var. suis infestation in pigs of Meghalaya and its treatment"; Veterinary World
● Old J.M. i wsp. "Sarcoptic mange in wombats-A review and future research directions"; Transboundary and Emerging Diseases
● Peisert M. "Sus domestica - zwierzę, którego nazwy używać nie wypada"; Język a Kultura
● Pence D.B. i Ueckerman E. "Sarcoptic mange in wildlife"; Revue scientifique et technique (International Office of Epizootics)
● Scott D.W. Miller W.H. Jr. "Non-neoplastic Skin Diseases in Potbellied Pigs: Report of 13 Cases"; 獣医臨床皮膚科
● Wajda A.M. "Szkice z Biblijnego zwierzyńca"; wyd. Petrus

czwartek, 20 sierpnia 2020

"Spadające gwiazdy", czyli co mają wspólnego Perseusz i św. Wawrzyniec?

Tegoroczny szczyt aktywności Perseidów mamy już za sobą i jak zwykle troszkę się spóźniłem z nocnymi łowami na "spadające gwiazdy". Jednak w minioną sobotę udało się na kilka chwil wyrwać na niebiańskie obserwacje. Żeby mieć szanse cokolwiek zobaczyć, trzeba wyjechać w jakieś mocno niedoświetlone miejsce. Sama Warszawa, ze swoim olbrzymim świetlnym zanieczyszczeniem (tak - istnieje takie pojęcie w ekologii i jest coraz szerzej dyskutowane w kwestii ochrony środowiska), jest beznadziejnym miejscem do obserwowania nocnego nieba, szczególnie okiem nieuzbrojonym. Z okien mojego mieszkania mogę zobaczyć co najwyżej kilka bardzo jasnych ciał niebieskich, a i tak widok z mojego pokoju rozpościera się nad stosunkowo ciemny fragment Targówka, z zabudową jednorodzinną i Lasem Bródnowskim w tle. Stąd też znaleźć trzeba było jakiś dogodny punkt, z niezbyt dużą ilością latarni. Dwa lata temu wyjechałem nad starorzecza Bugu do Kuligowa, w tym - znalazłem fajną miejscówkę zaledwie 15 minut jazdy samochodem na typowo "podmiejski" (w sumie to miejscami już praktycznie "wiejski") fragment Białołęki. Wystarczy wyjechać poza zasięg przyulicznych latarni, a niebo szybko upstrzy się tysiącami gwiazd, które nikną w obecności elektryczności. Różnica jest kolosalna!



W mieście na nocnym niebie często jedynym widocznym wyraźnie ciałem niebieskim jest Księżyc



Nocne niebo - również w Warszawie, ale poza zasięgiem ulicznych latarni; widoczny (chociaż bardzo słabo) jeden z meteorów uchwyconych 15 sierpnia


Perseidy to chyba najbardziej znany rój meteorów [mała dygresyjka - w języku polskim mówimy o roju meteorów, jednak w języku angielskim zjawisko to określane jest przeuroczą moim zdaniem nazwą "shower" - meteorowy prysznic!], którego orbita przecina się każdego roku z orbitą ziemską mniej więcej od połowy lipca do trzeciej dekady sierpnia. Maksimum roju, a więc i najlepsze warunki do obserwacji, odnotowujemy w nocy z 12 na 13 sierpnia. Kiedyś wiązano je ze św. Wawrzyńcem, którego wspomnienie obchodzimy 10 sierpnia (nazywane były "łzami św. Wawrzyńca"), jednak ich nazwa wywodzi się od herosa z greckich mitów - Perseusza, bowiem właśnie w gwiazdozbiorze nazwanym jego imieniem (dokładniej w okolicy gwiazdy η Persei) rój osiąga maksimum aktywności.

Wielki Wóz - najbardziej charakterystyczny element (asteryzm) gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy


Co ciekawe - Perseidy, mimo swej niewątpliwej popularności - nie są największym rojem meteorów obserwowanym w trakcie roku kalendarzowego. Ustępują Kwadrantydom, które przeszywają nasz nieboskłon na samym początku roku, ze szczytem aktywności 3 stycznia. Mało kto jednak wypatruje Kwadrantyd, podczas gdy o Perseidach trąbi się głośno w najróżniejszych mediach. Być może wynika to z faktu, że 3 stycznia jeszcze nie wszyscy wrócili do rzeczywistości po hucznym witaniu nowego roku (2020 dobitnie pokazuje, że czasami nie ma się zbytnio z czego cieszyć przy tej symbolicznej zmianie cyferek...), a być może również z tego, że przyjemniej jest rozłożyć kocyk na łące w noc sierpniową niż styczniową... Ciężko orzec ;)



W podsumowaniu kilkunastominutowej obserwacji wyliczyć należy jeden zaobserwowany meteor, dwa uwiecznione na zdjęciu i niezwykły koncert na niezliczoną liczbę pasikoników... Tak pięknie grają, że chyba coś o nich niebawem napiszę...


Swoją drogą... znacie różnicę między meteorem, meteoroidem i meteorytem?


poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Kula do kręgli w brzuchu, czyli o potrzebie badań histopatologicznych

        Chirurgiczne interwencje u samic jaszczurek wiążą się najczęściej z układem rozrodczym, a dokładniej z problemami z prawidłową owulacją komórek jajowych. Potocznie mówi się o "przedowulacyjnym zaparciu jaj" czy "kulach żółtkowych", co w istocie oznacza patologicznie długie "zaleganie" komórek jajowych na jajnikach i wszystkie tego negatywne konsekwencje (do odżółtkowego zapalenia otrzewnej prowadzącego często do śmierci włącznie). Dzisiejszy wpis jednak nie o takim "pospolitym" przypadku traktował będzie. Wszak "kule żółtkowe" to nie jedyne przykre dolegliwości, jakie mogą przytrafić się gadzim paniom.


        Widoczna na zdjęciu samiczka gekona orzęsionego (Correlophus ciliatus) przeszła niedawno zabieg kastracji (a bardziej medycznie rzecz ujmując - owariosalpingektomii) - usunięcia jajników wraz z jajowodami. Powodem była lita, twarda zmiana, bardzo wyraźnie wyczuwalna w trakcie badania klinicznego przez powłoki jamy ciała. Ba - nie tylko wyczuwalna... Była nawet widoczna, jeśli zwierzę ustawiło się w odpowiedniej pozycji - naciskała na ścianę jamy ciała, wyraźnie ją uwypuklając. Zwierzę od pewnego czasu było nieco bardziej osowiałe, mniej ruchliwe, a i apetytem nie grzeszyło. Właściciel pierwotnie podejrzewał zaparcie jaja, ale "na macanego" to "coś" raczej jajem nie było. Potwierdziło to badanie RTG, które wykluczyło obecność uwapnionego jaja. Badanie ultrasonograficzne z kolei zasugerowało nam, że zmiana może wywodzić się bezpośrednio z lewego jajnika. Cóż było czynić - pozostawało umówić zabieg i usunąć ciążące jaszczurce brzemię.

Bohaterka dzisiejszego wpisu z usuniętym z jej wnętrza zmienionym jajnikiem


        W trakcie interwencji chirurgicznej potwierdziły się wcześniejsze przypuszczenia - twór znajdował się tam, gdzie zazwyczaj ulokowany jest lewy jajnik. Zabieg przebiegł bezproblemowo, samiczka wybudziła się sprawnie i już wieczorem w dniu operacji żwawo przemieszczała się po terrarium. Dla jasności - tak, to wielkie paskudztwo w pojemniczku obok gekona zostało z niej wycięte! Zaświadczam o tym, bo byłem, widziałem, sam to robiłem ;) Obrazowo rzecz ujmując - troszkę jakbyśmy my musieli dźwigać w swoim brzuchu kulę do kręgli. Niestety, w całej tej historii, mimo najważniejszego happy endu, pozostaje jedna smutna niewiadoma - natura owego szczęśliwie usuniętego tworu. No bo może to być zmiana nowotworowa (co samo w sobie też nie jest diagnozą ostateczną - wówczas warto jeszcze rozpoznać z jakiej tkanki wywodzi się nowotwór i ustalić stopień jego złośliwości), może być zmiana torbielowata, może być wreszcie zmiana zapalna, ziarniniak spowodowany infekcją bakteryjną lub grzybiczą. Niestety, w tym wypadku właściciel nie chciał wykonać badania histopatologicznego, które dałoby odpowiedź na dręczące nas teraz pytanie. Przyznam, że jest to jeden z największych problemów medycyny weterynaryjnej. W medycynie ludzkiej praktycznie wszystko, co zostanie z człowieka wycięte, kierowane jest na badanie histopatologiczne. Gdy z powodu kamicy żółciowej miałem usunięty pęcherzyk żółciowy, ten również został przebadany pod mikroskopem, mimo że w diagnostyce nie padało podejrzenie zmian rozrostowych. Ot - taki standard. Między innymi dlatego możemy zaczytywać się arcyciekawymi wpisami na facebookowym profilu Patolodzy na klatce. W przypadku medycyny weterynaryjnej właściciele często rezygnują z badania usuniętych zmian nawet wówczas, gdy są ku temu wyraźne wskazania (np. podejrzenie złośliwości zmiany rozrostowej). Niestety "poczekamy-zobaczymy" często zwycięża w finansowym pojedynku z "dowiedzmy się na pewno". Po części rozumiem, bo to jednak dodatkowe koszty. Niestety, prawda jest taka, że cierpi na tym rozwój całej medycyny weterynaryjnej, szczególnie tej jej gałęzi, która zajmuje się wciąż słabo jeszcze poznanymi zwierzętami "egzotycznymi". Iluż to ciekawych odkryć można by dokonać, gdyby badania histopatologiczne były powszechniej stosowane...

Portret gekona orzęsionego


        Gekony orzęsione (Correlophus ciliatus), potocznie zwany "orzęskiem", to niezwykle sympatyczne jaszczurki, w ostatnich latach niezwykle popularne wśród pasjonatów terrarystyki. Chociaż opisano je już w 1866 roku, do 1996 uznawane był za gatunek wymarły. Na szczęście udało się je odkryć na nowo, a część osobników, zapewne nieco pokątnymi drogami, trafiła do ogólnej hodowli. Wraz z grupą kilku spokrewnionych gatunków zasiedlają endemicznie wyspy Nowej Kaledonii (a że Nowa Kaledonia, chociaż leży nieco na północ od Australii, jest zamorskim terytorium Francji, można powiedzieć, że "orzęski" są "Francuzami" :) ). Nieodparty urok, wiecznie "uśmiechnięty" wyraz twarzy oraz stosunkowa łatwość w utrzymaniu sprawiły, że gatunek ten szybko stał się bardzo popularny w domowych terrariach. A im liczniejsza jest populacja w hodowli, tym częściej - zgodnie z zasadami statystyki - stykamy się w niej z różnymi przypadkami patologii i anomalii. Tym bardziej w populacji, która pochodzi od stosunkowo niewielkiej grupy rodzicielskiej.

Wykorzystana literatura:
● Kophamel S. i wsp. "Lipogranulomatous oophoritis in a Leach´s giant
gecko (Rhacodactylus leachianus)"; Wiener Tierärztliche Monatsschrif
● Le Souëf A.T. i wsp. "Ovariectomy as treatment for ovarian bacterial granulomas in a Duvaucel’s gecko (Hoplodactylus duvaucelii)"; New Zealand Veterinary Journal
● Lock B.A. "Reproductive Surgery in Reptiles"; Veterinary Clinics of North America: Exotic Animal Practice

piątek, 14 sierpnia 2020

"Sezon na kaczki"

Tekst ten opublikowałem po raz pierwszy na Facebookowym profilu „Naturalnie w Warszawie, czyli nie samą weterynarią żyje człowiek” dwa lata temu. Z racji na to, że wciąż pozostaje aktualny, udostępniam go również i dzisiaj, w nieco zaktualizowanej formie.

     Nie sposób przemilczeć ten bardzo ważny i istotny temat, powracający co roku jak bumerang. 15 sierpnia to nie tylko kościelne święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, rocznica Cudu nad Wisłą i Święto Wojska Polskiego. To także dzień rozpoczęcia w Polsce sezonu polowań na część ptaków łownych...


Krzyżówka (Anas platyrhynchos)

        Lista tzw. gatunków łownych nie jest w naszym kraju imponująco długa - zawiera 13 gatunków ptaków, z czego ponad połowa należy do rzędu blaszkodziobych (Anseriformes). 15 sierpnia rozpoczyna się okres polowań na kaczki - krzyżówkę (Anas platyrhynchos), głowienkę (Aythya ferina), czernicę (Aythya fuligula) i cyraneczkę (Anas crecca), a także łyskę (Fulica atra) i gołębia grzywacza (Columba palumbus). We wrześniu do tego grona dołączą gęsi - zbożowa (Anser fabalis), białoczelna (Anser albifrons) i gęgawa (Anser anser), a także bażanty (Phasianus colchicus), kuropatwy (Perdix perdix), jarząbki (Tetrastes bonasia) i słonki (Scolopax rusticola). Do "polowań na pióro" - jak mawiają myśliwi - zazwyczaj wykorzystywana jest broń śrutowa, której balistyka działa w zupełnie inny sposób niż w przypadku broni kulowej. Nabój śrutowy składa się bowiem, poza "obudową" w postaci łuski, spłonki czy przybitek, z istoty tego naboju, czyli ładunku śrutowego - dużej liczby drobnych metalowych obiektów, czyli śrucin. Najczęściej wykonane są one z ołowiu. W momencie oddania strzału lufę opuszcza cały nabój, w osłonie koszyczka, jednak już w ułamek sekundy później śruciny wydostają się z niego i zaczynają przybierać formę chmury lecących z wielką prędkością metalowych drobin. Sprawia to, że pole rażenia naboju jest większe niż w przypadku pojedynczej kuli, a zatem myśliwy ułatwia sobie trafienie w stosunkowo niewielki, szybko poruszający się i zwrotny cel, jakim jest lecący ptak. Dla myśliwego same plusy. Ale to, co jest korzystne dla niego, zaczyna być negatywne dla wszystkiego dookoła.

 

Czernica (Aythya fuligula)
    
        Ołów stanowi zagrożenie dla ptaków na kilka różnych sposobów. Po pierwsze, najbardziej oczywiste - czyli zranienie pędzącą śruciną bez natychmiastowego skutku śmiertelnego. Rozsiew śrutu średnicy 3 mm (czyli najczęściej stosowany w polowaniach na kaczki) w odległości 35 m od miejsca oddania strzału wynosi około 5m², a im większy zasięg strzału, tym większe pole pokrycia śrutem! Tak więc chmura drobin o wysokiej energii kinetycznej "wali" po wszystkim, co napotka na drodze. W tym na przykład w kilka lecących zazwyczaj w pewnym skupieniu ptaków. O ile "ten w środku" może mieć szczęście w nieszczęściu i zginie na miejscu, to te na obrzeżach "chmury" mogą zostać "jedynie" poważnie zranione. Dr Michał Skakuj w swojej opinii wykazał, że celując do jednego osobnika w polu rażenia śrutem znajdować się może aż 10 "pobocznych" osobników małych gatunków kaczek, 3 osobniki gęsi i nawet 20 (!!) osobników łysek! Według niego 70-90% śrucin może razić ptaki inne niż osobnik obrany za cel. Raniony ptak (w gwarze myśliwskiej zwany postrzałkiem), często ze złamaniami kości długich lub rozległymi uszkodzeniami mięśni piersiowych, staje się praktycznie niezdolny do normalnego funkcjonowania. Ginie w męczarniach z głodu, bólu, a jeśli ma odrobinę szczęścia, szybko staje się łupem jakiegoś drapieżnika. Nawet drobne, z pozoru niegroźne zranienie z utkwieniem pojedynczej śruciny w mięśniu piersiowym może mieć dalsze konsekwencje w postaci miejscowej martwicy, zakażenia albo zatrucia ołowiem (ołowicy; wszak mięsień piersiowy jest bardzo dobrze ukrwiony!). W 1999 roku opublikowano wyniki badań duńskich - do ptaków strzelano z odległości 35 m w idealnych warunkach pogodowych. Okazało się, że 31% strzałów w ogóle chybiało celu, a spośród tych, które cel osiągały, 44% "jedynie" mniej lub bardziej raniło zwierzęta. Z kolei badania na Grenlandii wykazały, że 22% spośród przebadanych zimujących tam kaczek edredonów (Somateria mollissima) posiadało w ciele utkwione śruciny w liczbie od jednej do siedmiu. U ponad 5% stwierdzono śruciny różnej średnicy, co wskazuje, że musiały "oberwać" więcej niż jeden raz (to jest dowód stuprocentowy; jednak pamiętać należy, że kilkurazowe postrzelenia mogły nastąpić także śrutem tej samej średnicy). W Danii pośród dorosłych edredonów postrzałków było nawet 34%, a pośród hiszpańskich gęgaw aż... 44%!


 

Edredon (Somateria mollissima)

    Drugim, równie poważnym problemem jest zjadanie przez ptaki śrucin pozostawionych w środowisku. Pierwsze wzmianki o tym pochodzą z końca XIX wieku z Wielkiej Brytanii (dotyczą bażantów) i USA (ptactwo wodne). Stopień zanieczyszczenia środowiska ołowianymi śrucinami oceniano w wielu rejonach Europy i gdzieniegdzie osiągał on zastraszające wartości. Pain podaje, że w Wielkiej Brytanii rocznie do środowiska trafiały tysiące ton ołowiu. W całej Europie może być to nawet 50 000 ton rocznie! W wierzchniej 30-centymetrowej warstwie osadów Laguna de Medina w Hiszpanii znajdywano 399 śrucin na m² !! Gatunki o dobrze wykształconym żołądku mięśniowym połykają śruciny jako gastrolity (drobne kamyczki pomagające im rozcierać i rozdrabniać pokarm; ptaki wszak nie mają zębów). Ołów zalega w przewodzie pokarmowym ptaka, ulega powolnemu wchłanianiu do krwiobiegu i rozprzestrzenia się na cały organizm. Ptaki drapieżne z kolei mają możliwość spożycia ołowiu po upolowaniu postrzelonej ofiary lub konsumując mięso zabitego zwierzęcia. O tym, że nie jest to rzadkie zjawisko, świadczy obecność śrucin w wypluwkach. Czyli niby "drapole" mają lepszą sytuację, bo ołów nie zalega im za długo w przewodzie pokarmowym i nie jest w stanie doprowadzić do przewlekłego zatrucia... Ale tutaj z kolei odzywa się nam fizjologia - w porównaniu z kaczkami drapieżniki mają znacznie niższe pH treści żołądkowej, a w kwaśnym środowisku biodostępność ołowiu wyraźnie wzrasta. To znaczy, że aby doszło do porównywalnych zmian w organizmie, wystarczy krótszy czas ekspozycji na truciznę. Częstymi ofiarami zatrucia ołowiem są bieliki (Haliaeetus albicilla)(a za oceanem bieliki amerykańskie (Haliaeetus leucocephalus)). W badaniach w Niemczech nawet 28% badanych ptaków wykazywało w organizmie stężenia ołowiu znacznie przekraczające poziom uznawany za normę. Cały rozdział temu zagadnieniu poświęcił niedawno Stanisław Łubieński w swojej „Książce o śmieciach”, której lekturę serdecznie wszystkim polecam!

 

Bielik (Haliaeetus albicilla) i bielik amerykański (Haliaeetus leucocephalus)

    Różne badania wykazują różną częstotliwość zjawiska, zależną od regionu (częstsze na południu Europy) i gatunku ptaków (a zatem od diety i sposobu żerowania). W przypadku krzyżówki połknięte śruciny stwierdzano u 2,2% ptaków w Holandii, ale już u 10,9% osobników w Norwegii oraz aż 36,4% (!) w Grecji. W Finlandii zjadanie śrucin najczęściej obserwuje się u gągołów (Bucephala clangula) i czernic (odpowiednio 32,1% i 80%), z kolei na południu Europy - u rożeńców (Anas acuta) i głowienek (odpowiednio 45 i 76%). Śruciny zjadają także łabędzie nieme (Cygnus olor), chociaż w ich przypadku częste jest także połykanie ołowianych ciężarków wędkarskich (tu swoje za uszami mają także wędkarze). Zjedzone śruciny stwierdzano także m.in. u modrzyków (Porphyrio porphyrio), rycyków (Limosa limosa), kszyków (Gallinago gallinago), batalionów (Calidris pugnax), bekasików (Lymnocryptes minimus), szablodziobów (Recurvirostra avosetta), czajek (Vanellus vanellus), flamingów różowych (Phoenicopterus roseus), sterniczek zwyczajnych (Oxyura leucocephala), kruków (Corvus corax), żurawi krzykliwych (Grus americana), bażantów, góropatw czerwonych (Alectoris rufa), przepiórek (Perdix perdix), grzywaczy, orłów przednich (Aquila chrysaetos), orłów iberyjskich (Aquila adalberti), błotniaków stawowych (Circus aeruginosus), kań rudych (Milvus milvus), sępów płowych (Gyps fulvus), myszołowów (Buteo buteo), jastrzębi (Accipiter gentilis), trzmielojadów (Pernis apivorus)(!!), kondorów kalifornijskich (Gymnogyps californianus)(!!), puchaczy (Bubo bubo), a nawet dzięciołów zielonosiwych (Picus canus) i dzięciołów białogrzbietych (Dendrocopos leucotos)! Śmiertelność w okresie zimowym w wyniku zatrucia ołowiem u krzyżówek szacuje się na od 2,3% w Wielkiej Brytanii do 37% w delcie rzeki Ebro. Green i Pain podają, że co roku w wyniku klinicznej ołowicy ginie 50 000 - 100 000 ptaków wodnych w Wielkiej Brytanii i około miliona osobników w całej Europie. W Stanach Zjednoczonych, gdzie śrut ołowiany jest całkowicie zakazany w polowaniach na ptactwo wodne od 1991 roku, w latach 50-tych rocznie w wyniku ołowicy umierało nawet prawie 2,5 miliona ptaków. Co ciekawe... W przypadku głowienki zarejestrowano różną śmiertelność w wyniku zatrucia ołowiem zależną od płci. Ołowica jest przyczyną śmierci głównie u samic, które zimują dalej na południe, gdzie ilość zanieczyszczenia środowiska ołowiem jest większa. A pamiętać należy, że świat zwierząt składa się nie tylko z ptaków! Podobnie jak padlinożerne ptaki, ołowiem mogą zatruć się drapieżne ssaki. W 2012 roku w Journal of Wildlife Disease opisany został przypadek pumy (Puma concolor), w której żołądku znaleziono 270 g ołowianego śrutu. Ołów bardzo łatwo wnika w łańcuch pokarmowy w środowisku wodnym, wykazując toksyczność dla różnych organizmów, szczególnie dla wodnych ślimaków płucodysznych. I nawet lądowe skorupiaki - stonogi i prosionki - zdolne do kumulowania w swoich organizmach niewyobrażalnych wręcz stężeń metali ciężkich, pod wpływem ołowiu wykazują wyraźnie wolniejszy wzrost (stonogi są większymi "kozakami" niż prosionki, gdyż kumulują w komórkach S swojej wątrobotrzustki 5 razy więcej ołowiu niż ich kuzyni).

 

Prosionek opylony (Porcellionides pruinosus)

    To teraz trochę o tym, czym może objawiać się zatrucie ołowiem. Ołów (Pb) - jeden z metali ciężkich - jest jednym z bardziej szkodliwych pierwiastków spotykanych w naturze. Jednym z czulszych badań w kierunku zatrucia ołowiem jest aktywność (uwaga - długa i trudna nazwa!) dehydratazy kwasu δ-aminolewulinowego (ALAD), czyli enzymu biorącego udział w syntezie hemu. Hamowanie działania tego i kilku innych czynników prowadzących do powstania hemoglobiny szybko doprowadza do anemii. Dodatkowo ołów silnie wypiera wapń, przez co wpływa na działanie neuroprzekaźników, kanałów jonowych i innych mikroskopijnych, acz niezwykle ważnych funkcji każdego zwierzęcego organizmu. Wbudowuje się również w kości, obniżając ich uwapnienie. Działa silnie neurotoksycznie, wpływając między innymi na zdolności uczenia się i zaburzenia behawioralne. Obniża płodność, odporność... Ogólnie jest złem niesamowitym. Najczęstszymi objawami klinicznymi są osłabienie, osowiałość, bladość błon śluzowych (i wszystko inne, co wynika z anemii), wychudzenie, charakterystyczne opuszczenie skrzydeł ("ciągnięcie" ich po ziemi), nietypowa pozycja głowy, zielona biegunka, a z czasem zatrzymanie perystaltyki przewodu pokarmowego, niedowłady i porażenia kończyn miednicznych, drgawki, ślepota i inne objawy neurologiczne. Ołowica jest zazwyczaj chorobą przewlekłą i ptak może umierać przez 2-15 tygodni ze stopniowo postępującymi objawami. Czasami przybiera także postać ostrą i doprowadza do nagłej, z pozoru bezprzyczynowej śmierci.

        Kiedy na facebookowym profilu Małe rzeki opublikowano apel o podpisanie petycji przeciwko polowaniu na ptaki, podparto ją m.in. argumentami wymienionymi powyżej. Szybko jednak znalazły się głosy, że badania na edredonach na Islandii nijak się mają do warunków krajowych. Tak więc ja dodatkowo podeprę się znakomitą pracą "Śmiertelność ptaków w warunkach stawów rybnych" z "Notatek Ornitologicznych" z roku 2007, której autorami są Panowie Damian Wiehle i Zbigniew Bonczar. Przez 6 lat badali oni śmiertelność ptaków na dwóch stawach w okolicach Zatora w różnych okresach roku, w tym w trakcie trwania sezonu myśliwskiego. Najciekawszą obserwacja był fakt, że 35,4% spośród zarejestrowanych zastrzelonych oraz 21,8% postrzelonych ptaków należało do gatunków... podlegających prawnej ochronie! Wśród nich były kaczki - cyranka (Spatula querquedula), krakwa (Mareca strepera), płaskonos (Spatula clypeata), świstun (Mareca penelope), hełmiatka (Netta rufina) oraz podgorzałka (Aythya nyroca) - a także perkozy dwuczube (Podiceps cristatus), mewy białogłowe (Larus cachinnans), śmieszki (Chroicocephalus ridibundus), bąki (Botaurus stellaris), błotniaki stawowe, kokoszki (Gallinula chloropus) i bataliony!!! Konia z rzędem temu, kto z dużej odległości w porannym lub wieczornym półmroku rozróżni krzyżówkę od krakwy! Jeśli ponownie zagłębimy się w opinię autorstwa doktora Michała Skakuja, okazuje się że pewne rozpoznanie gatunku ptaka, do którego oddaje się strzał (co jest prawnym obowiązkiem!) z odległości 40 metrów (maksymalna odległość dopuszczalna w prawodawstwie) możliwe jest nie później niż na dwie godziny przed zachodem i nie wcześniej niż w dwie godziny po wschodzie Słońca. Tymczasem, jak wspomniałem, polowania na kaczki organizuje się zazwyczaj o zmierzchu lub o świcie, a ustawa dopuszcza nawet polowania nocne. Inna sprawa, że bąk czy błotniak stawowy są na tyle charakterystyczne, że da się je od kaczki rozróżnić po samej sylwetce! I o ile postrzały chronionych gatunków blaszkodziobych można zrzucić na karb niezamierzonej pomyłki, to takie przypadki już trudno wytłumaczyć. Ale wszak zdarzały się już u nas przypadki zastrzelenia żubra, którego "pomylono" z dzikiem... A że historia kołem się toczy... W 2018 roku już dzień po rozpoczęciu sezonu po Facebooku zaczęło hulać zdjęcie dwóch pań dumnie prezentujących ustrzelone przez siebie ptaki. Problem w tym, że jednym z nich jest podlegająca ochronie cyranka... W 2019 roku na jednej z fotografii trzej panowie dumnie prezentują pokot, w którym wprawne ornitologiczne oko wypatrzy chronioną krakwę…

 

Hełmiatka (Netta rufina)

    Wiehle i Bonczar wyliczyli, że przy założeniu, iż przeciętny ładunek ołowiu w naboju wynosi 32 do 34 g, do środowiska, czyli m.in. dennych osadów stawów hodowlanych, trafiało niemal 100 kilogramów ołowiu/staw/rok (!!!). A dodam, że badania prowadzono na terenie stawów hodowlanych, gdzie hodowano ryby przeznaczone do spożycia przez ludzi! Wysokie stężenia ołowiu w tkance wątroby i w kościach wykazano u głowienek, ogorzałek (Aythya marila) i krzyżówek w rejonie Zatoki Szczecińskiej. Niemal 25% przebadanych krzyżówek z okolic Szczecina wykazywało podwyższone stężenie ołowiu w tkance mózgowej.

    Ograniczenia w stosowaniu ołowiu wprowadzono w wielu krajach Unii Europejskiej (Holandia, Węgry, Francja, Dania, Finlandia, Szwecja, Belgia, Portugalia, Hiszpania, Szwajcaria, Litwa, Cypr, niektóre landy Niemiec, Czechy). W USA, jak już wspomniałem - zakaz strzelania do ptactwa wodnego śrutem ołowianym obowiązuje już od roku 1991. U nas póki co ołów króluje mimo dostępności mniej toksycznych zamienników (np. stali). Komisja Europejska nie jest skora do wydania ogólnego rozporządzenia w tej sprawie, a jak bardzo istotna jest wspólna polityka w tym temacie, pokazuje artykuł Ursa Noela Glutza von Blotzheima, szwajcarskiego ornitologa, przedrukowany w jednym z zeszłorocznych numerów "Chrońmy Przyrodę Ojczystą", w którym autor jasno pokazuje, że najdoskonalsze programy ochrony gatunku w jednym regionie mogą być skutecznie niweczone przez działania na innym obszarze.

    Wreszcie polowania mogą wpływać na ptaki także pośrednio. W wielu przypadkach wykazano związane z sezonem myśliwskim zaburzenia trasy i terminów ptasich wędrówek, zmiany miejsc i sposobu żerowania, modyfikacje w zachowaniu czy wreszcie utratę siedlisk (w Wielkopolsce wykazano negatywny wpływ polowań na noclegowiska żurawi (Grus grus), które przecież same w sobie gatunkiem łownym nie są).

        A jak nikogo nie przekonały dotychczasowe argumenty, to z pomocą przychodzi nam jeszcze opublikowana w zeszłym roku opinia na potrzeby Polskiego Komitetu Krajowego IUCN (Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody) dotyczący trzech gatunków kaczek oraz łyski. Autorzy opinii porównali liczebność czernicy z lat obecnych (od 2 do 8 tysięcy par lęgowych) z latami 80-tymi i 90-tymi XX wieku. Co się okazało? Gdy ja byłem niemowlęciem, na krajowych wodach lęgło się około 20 tysięcy par czernic! Spadek liczebności wyniósł więc jakieś 75% w przeciągu 30 lat! Podobne wartości dotyczą głowienki, przy czym ta dodatkowo umieszczona została przez IUCN w kategorii VU (vulnerable -narażona na wyginięcie). I to w kontekście światowym! Dodam, ze w Polsce mamy jeszcze trzy inne gatunki lęgowe umieszczone w ogólnoświatowej kategorii VU – orlika grubodziobego (Calnga clanga), wodniczkę (Acrocephalus paludicola) i turkawkę (Streptopelia turtur), z czego dwa pierwsze są swoistymi ornitologicznymi świętymi Graalami. Roczne pozyskanie około 3 500 osobników z tak nielicznej populacji wydaje się więc bardzo dużym obciążeniem. Cyraneczki w ogóle mamy zaledwie jakieś 1 500 par, co przy danych mówiących o rocznym pozyskaniu ponad 5 000 osobników jasno świadczy, że łupem polskich myśliwych padają też ptaki z zagranicznych populacji, odpoczywające u nas w trakcie wędrówek. Największe zaskoczenie dotyczy jednak łyski, której populacja zmniejszyła się w przeciągu 40 lat nawet o 70-90%! W świetle tych danych wynika, że utrzymanie polowań na wymienione gatunki przy braku jakichkolwiek argumentów przyrodniczych czy ekonomicznych jest zwyczajnym szkodnictwem.

 

Łyska (Fulica atra)

Głowienka (Aythya ferina)

    Jak przy każdym tego typu wpisie zaznaczę, że staram się nie być skrajny w swoich poglądach. Decyduję się poruszyć te tematy, których szkodliwość wykazuje się w wielu niezależnych i wiarygodnych źródłach, jest ona ewidentna i niezaprzeczalna. Niemal da się jej dotknąć i pomacać. Nie jest to więc post przeciwko myślistwu jako takiemu! Jeśli spojrzeć na nie "na chłodno", może się ono okazać w pewnych sytuacjach korzystne dla ekosystemu, np. w przypadku eliminacji inwazyjnych drapieżników (szopy (Procyon lotor) czy norki amerykańskie (Neovison vison)), które rozpanoszyły się w kraju i powodują znaczne szkody wśród rodzimej fauny. Staram się do każdej z prezentowanych spraw podejść rzetelnie, bez zbędnych emocji czy inwektyw, rozpatrując dostępne mi "za i przeciw". Aspekt łowiectwa dotyczący polowań na ptactwo, w szczególności wodne, doczekał się licznych publikacji naukowych - w dominującej części niezbyt pochlebnych. Tym bardziej, że w krajach Unii Europejskiej polowanie na ptaki nie ma praktycznie znaczenia pod względem zdobywania pożywienia czy konieczności redukcji populacji niektórych gatunków, a ma charakter wyłącznie "rekreacyjny"... Wnioski? Każdy niech wyciągnie sam...

Wykorzystana literatura:

● Bogiel G. i Ćwik K. "Badania wstępne początkowego odcinka toru ładunku śrutowego wystrzelonego z broni kal.12"; Problemy Kryminalistyki

● Burco J. i wsp. "Acute lead toxicosis via ingestion of spent ammunition in a free-ranging cougar (Puma concolor)"; Journal of Wildlife Diseases

● Falk K. i wsp. "Embedded lead shot and infliction rates in common eiders Somateria mollissima and king eiders S.spectabilis wintering in southwest Greenland"; Wildlife Biology

● Felsmann M.Z., Szarek J. "Waterfowl hunting in the context of lead contamination and ethically non-conforming conduct"; Journal of Elementology

● De Francisco N. i wsp. "Lead and lead toxicity in domestic and free living birds"; Avian Pathology

● Golden N.H. i wsp. "A review and assessment of spent lead ammunition and its exposure and effects to scavenging birds in the United States"; Reviews of Environmental Contamination and Toxicology

● Green .E. i Pain D.J. "Possible effects of ingested lead gunshot on populations of ducks wintering in the UK"; Ibis

● Grosell M. i wsp. "Chronic lead (Pb) toxicity tests with Brachionus calyciflorus, Chironomus tentans, and Lymnaea stagnalis"; Environmental Toxicology and Chemistry

● Kalisińska E. i wsp. "Using tle mallard to biomonitor heavy metal contamination of wetlands in north-western Poland"; Science of the Total Environment

● Legagneux P. i wsp. "Effect of predation risk, body size, and habitat characteristics on emigration decisons in Mallards"; Behavioral Ecology

● Mateo R. "Lead poisoning in wild birds in Europe and the regulations adopted by different countries"; Peregrine Fund: Boise

● Migliorini M. i wsp. "The effect of heavy metal contamination on the soil arthropod community of a shooting range"; Environmental Pollution

● Mitrus C. i Zbyryt A. "Wpływ polowań na ptaki i sposoby ograniczania ich negatywnego oddziaływania"; Ornis Polonica

● Noer H. i wsp. "Anskydninger af vildt. Status for undersøgelser"; National Environmental Research Institute, Technical Report No. 284

● Orłowski G. i wsp. "Zawartość ołowiu w tkankach i piórach podlotów i dorosłych śmieszek Larus ridibundus gniazdujących na Zbiorniku Mietkowskim"; Notatki Ornitologiczne

● Pain D.J. i wsp. "A global update of lead poisoning in terrestrial birds from ammunition sources"; Conference: Ingestion of Spent Lead Ammunition: Implications for Wildlife and Humans

● Skakuj M. "Opinia o możliwości identyfikacji oraz o ryzykach związanych z odstrzałem wybranych gatunków ptaków łownych w warunkach polowania"

● Thomas V.G., Guitart R. "Limitations of European Union policy an law for regulating use of lead shot and sinkers: comparsions with North American regulation"; Environmental Policy and Governance

● von Blotzheim U.N.G. "Nielegalne polowanie na ptaki w Unii Europejskiej; rozbieżność między słowem pisanym a skutecznym działaniem; Chrońmy Przyrodę Ojczystą

● Wiehle D. i Bonczar Z. "Śmiertelność ptaków w warunkach stawów rybnych"; Notatki Ornitologiczne

● Witzel B. "Uptake, Storage and Loss of Cadmium and Lead in the Woodlouse Porcellio scaber (Crustacea, Isopoda)"; Water, Air, and Soil Pollution

● Wylegała P. i Ławicki Ł. „Głowienka, czernica, cyraneczka, łyska – stan populacji w Polsce i wpływ gospodarki łowieckiej”

● Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 11 marca 2005 r. w sprawie ustalenia listy gatunków zwierząt łownych (Dz.U. 2005 nr 45 poz 433)

O śnieżyczce na przedwiośniu

Taka niezdecydowana ta pogoda ostatnio. Ni to zima, ni to wiosna, raz przygrzeje słońce, potem znowu kałuże skuje lodem. Ale już widać pierw...