czwartek, 20 sierpnia 2020

"Spadające gwiazdy", czyli co mają wspólnego Perseusz i św. Wawrzyniec?

Tegoroczny szczyt aktywności Perseidów mamy już za sobą i jak zwykle troszkę się spóźniłem z nocnymi łowami na "spadające gwiazdy". Jednak w minioną sobotę udało się na kilka chwil wyrwać na niebiańskie obserwacje. Żeby mieć szanse cokolwiek zobaczyć, trzeba wyjechać w jakieś mocno niedoświetlone miejsce. Sama Warszawa, ze swoim olbrzymim świetlnym zanieczyszczeniem (tak - istnieje takie pojęcie w ekologii i jest coraz szerzej dyskutowane w kwestii ochrony środowiska), jest beznadziejnym miejscem do obserwowania nocnego nieba, szczególnie okiem nieuzbrojonym. Z okien mojego mieszkania mogę zobaczyć co najwyżej kilka bardzo jasnych ciał niebieskich, a i tak widok z mojego pokoju rozpościera się nad stosunkowo ciemny fragment Targówka, z zabudową jednorodzinną i Lasem Bródnowskim w tle. Stąd też znaleźć trzeba było jakiś dogodny punkt, z niezbyt dużą ilością latarni. Dwa lata temu wyjechałem nad starorzecza Bugu do Kuligowa, w tym - znalazłem fajną miejscówkę zaledwie 15 minut jazdy samochodem na typowo "podmiejski" (w sumie to miejscami już praktycznie "wiejski") fragment Białołęki. Wystarczy wyjechać poza zasięg przyulicznych latarni, a niebo szybko upstrzy się tysiącami gwiazd, które nikną w obecności elektryczności. Różnica jest kolosalna!



W mieście na nocnym niebie często jedynym widocznym wyraźnie ciałem niebieskim jest Księżyc



Nocne niebo - również w Warszawie, ale poza zasięgiem ulicznych latarni; widoczny (chociaż bardzo słabo) jeden z meteorów uchwyconych 15 sierpnia


Perseidy to chyba najbardziej znany rój meteorów [mała dygresyjka - w języku polskim mówimy o roju meteorów, jednak w języku angielskim zjawisko to określane jest przeuroczą moim zdaniem nazwą "shower" - meteorowy prysznic!], którego orbita przecina się każdego roku z orbitą ziemską mniej więcej od połowy lipca do trzeciej dekady sierpnia. Maksimum roju, a więc i najlepsze warunki do obserwacji, odnotowujemy w nocy z 12 na 13 sierpnia. Kiedyś wiązano je ze św. Wawrzyńcem, którego wspomnienie obchodzimy 10 sierpnia (nazywane były "łzami św. Wawrzyńca"), jednak ich nazwa wywodzi się od herosa z greckich mitów - Perseusza, bowiem właśnie w gwiazdozbiorze nazwanym jego imieniem (dokładniej w okolicy gwiazdy η Persei) rój osiąga maksimum aktywności.

Wielki Wóz - najbardziej charakterystyczny element (asteryzm) gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy


Co ciekawe - Perseidy, mimo swej niewątpliwej popularności - nie są największym rojem meteorów obserwowanym w trakcie roku kalendarzowego. Ustępują Kwadrantydom, które przeszywają nasz nieboskłon na samym początku roku, ze szczytem aktywności 3 stycznia. Mało kto jednak wypatruje Kwadrantyd, podczas gdy o Perseidach trąbi się głośno w najróżniejszych mediach. Być może wynika to z faktu, że 3 stycznia jeszcze nie wszyscy wrócili do rzeczywistości po hucznym witaniu nowego roku (2020 dobitnie pokazuje, że czasami nie ma się zbytnio z czego cieszyć przy tej symbolicznej zmianie cyferek...), a być może również z tego, że przyjemniej jest rozłożyć kocyk na łące w noc sierpniową niż styczniową... Ciężko orzec ;)



W podsumowaniu kilkunastominutowej obserwacji wyliczyć należy jeden zaobserwowany meteor, dwa uwiecznione na zdjęciu i niezwykły koncert na niezliczoną liczbę pasikoników... Tak pięknie grają, że chyba coś o nich niebawem napiszę...


Swoją drogą... znacie różnicę między meteorem, meteoroidem i meteorytem?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O śnieżyczce na przedwiośniu

Taka niezdecydowana ta pogoda ostatnio. Ni to zima, ni to wiosna, raz przygrzeje słońce, potem znowu kałuże skuje lodem. Ale już widać pierw...