poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Kula do kręgli w brzuchu, czyli o potrzebie badań histopatologicznych

        Chirurgiczne interwencje u samic jaszczurek wiążą się najczęściej z układem rozrodczym, a dokładniej z problemami z prawidłową owulacją komórek jajowych. Potocznie mówi się o "przedowulacyjnym zaparciu jaj" czy "kulach żółtkowych", co w istocie oznacza patologicznie długie "zaleganie" komórek jajowych na jajnikach i wszystkie tego negatywne konsekwencje (do odżółtkowego zapalenia otrzewnej prowadzącego często do śmierci włącznie). Dzisiejszy wpis jednak nie o takim "pospolitym" przypadku traktował będzie. Wszak "kule żółtkowe" to nie jedyne przykre dolegliwości, jakie mogą przytrafić się gadzim paniom.


        Widoczna na zdjęciu samiczka gekona orzęsionego (Correlophus ciliatus) przeszła niedawno zabieg kastracji (a bardziej medycznie rzecz ujmując - owariosalpingektomii) - usunięcia jajników wraz z jajowodami. Powodem była lita, twarda zmiana, bardzo wyraźnie wyczuwalna w trakcie badania klinicznego przez powłoki jamy ciała. Ba - nie tylko wyczuwalna... Była nawet widoczna, jeśli zwierzę ustawiło się w odpowiedniej pozycji - naciskała na ścianę jamy ciała, wyraźnie ją uwypuklając. Zwierzę od pewnego czasu było nieco bardziej osowiałe, mniej ruchliwe, a i apetytem nie grzeszyło. Właściciel pierwotnie podejrzewał zaparcie jaja, ale "na macanego" to "coś" raczej jajem nie było. Potwierdziło to badanie RTG, które wykluczyło obecność uwapnionego jaja. Badanie ultrasonograficzne z kolei zasugerowało nam, że zmiana może wywodzić się bezpośrednio z lewego jajnika. Cóż było czynić - pozostawało umówić zabieg i usunąć ciążące jaszczurce brzemię.

Bohaterka dzisiejszego wpisu z usuniętym z jej wnętrza zmienionym jajnikiem


        W trakcie interwencji chirurgicznej potwierdziły się wcześniejsze przypuszczenia - twór znajdował się tam, gdzie zazwyczaj ulokowany jest lewy jajnik. Zabieg przebiegł bezproblemowo, samiczka wybudziła się sprawnie i już wieczorem w dniu operacji żwawo przemieszczała się po terrarium. Dla jasności - tak, to wielkie paskudztwo w pojemniczku obok gekona zostało z niej wycięte! Zaświadczam o tym, bo byłem, widziałem, sam to robiłem ;) Obrazowo rzecz ujmując - troszkę jakbyśmy my musieli dźwigać w swoim brzuchu kulę do kręgli. Niestety, w całej tej historii, mimo najważniejszego happy endu, pozostaje jedna smutna niewiadoma - natura owego szczęśliwie usuniętego tworu. No bo może to być zmiana nowotworowa (co samo w sobie też nie jest diagnozą ostateczną - wówczas warto jeszcze rozpoznać z jakiej tkanki wywodzi się nowotwór i ustalić stopień jego złośliwości), może być zmiana torbielowata, może być wreszcie zmiana zapalna, ziarniniak spowodowany infekcją bakteryjną lub grzybiczą. Niestety, w tym wypadku właściciel nie chciał wykonać badania histopatologicznego, które dałoby odpowiedź na dręczące nas teraz pytanie. Przyznam, że jest to jeden z największych problemów medycyny weterynaryjnej. W medycynie ludzkiej praktycznie wszystko, co zostanie z człowieka wycięte, kierowane jest na badanie histopatologiczne. Gdy z powodu kamicy żółciowej miałem usunięty pęcherzyk żółciowy, ten również został przebadany pod mikroskopem, mimo że w diagnostyce nie padało podejrzenie zmian rozrostowych. Ot - taki standard. Między innymi dlatego możemy zaczytywać się arcyciekawymi wpisami na facebookowym profilu Patolodzy na klatce. W przypadku medycyny weterynaryjnej właściciele często rezygnują z badania usuniętych zmian nawet wówczas, gdy są ku temu wyraźne wskazania (np. podejrzenie złośliwości zmiany rozrostowej). Niestety "poczekamy-zobaczymy" często zwycięża w finansowym pojedynku z "dowiedzmy się na pewno". Po części rozumiem, bo to jednak dodatkowe koszty. Niestety, prawda jest taka, że cierpi na tym rozwój całej medycyny weterynaryjnej, szczególnie tej jej gałęzi, która zajmuje się wciąż słabo jeszcze poznanymi zwierzętami "egzotycznymi". Iluż to ciekawych odkryć można by dokonać, gdyby badania histopatologiczne były powszechniej stosowane...

Portret gekona orzęsionego


        Gekony orzęsione (Correlophus ciliatus), potocznie zwany "orzęskiem", to niezwykle sympatyczne jaszczurki, w ostatnich latach niezwykle popularne wśród pasjonatów terrarystyki. Chociaż opisano je już w 1866 roku, do 1996 uznawane był za gatunek wymarły. Na szczęście udało się je odkryć na nowo, a część osobników, zapewne nieco pokątnymi drogami, trafiła do ogólnej hodowli. Wraz z grupą kilku spokrewnionych gatunków zasiedlają endemicznie wyspy Nowej Kaledonii (a że Nowa Kaledonia, chociaż leży nieco na północ od Australii, jest zamorskim terytorium Francji, można powiedzieć, że "orzęski" są "Francuzami" :) ). Nieodparty urok, wiecznie "uśmiechnięty" wyraz twarzy oraz stosunkowa łatwość w utrzymaniu sprawiły, że gatunek ten szybko stał się bardzo popularny w domowych terrariach. A im liczniejsza jest populacja w hodowli, tym częściej - zgodnie z zasadami statystyki - stykamy się w niej z różnymi przypadkami patologii i anomalii. Tym bardziej w populacji, która pochodzi od stosunkowo niewielkiej grupy rodzicielskiej.

Wykorzystana literatura:
● Kophamel S. i wsp. "Lipogranulomatous oophoritis in a Leach´s giant
gecko (Rhacodactylus leachianus)"; Wiener Tierärztliche Monatsschrif
● Le Souëf A.T. i wsp. "Ovariectomy as treatment for ovarian bacterial granulomas in a Duvaucel’s gecko (Hoplodactylus duvaucelii)"; New Zealand Veterinary Journal
● Lock B.A. "Reproductive Surgery in Reptiles"; Veterinary Clinics of North America: Exotic Animal Practice

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O śnieżyczce na przedwiośniu

Taka niezdecydowana ta pogoda ostatnio. Ni to zima, ni to wiosna, raz przygrzeje słońce, potem znowu kałuże skuje lodem. Ale już widać pierw...