sobota, 9 października 2021

O obrzękniętych żółwiach


Jednym z objawów regularnie odnotowywanych u gadzich pacjentów jest anasarca. Anasarca, która nie ma jakiegoś konkretnego odpowiednika w nazewnictwie polskim, to uogólniony obrzęk manifestujący się jako "spuchnięcie" całego ciała. Zwierzę lub człowiek wygląda, jakby ktoś go napompował niczym ludzika Michelin, a to za sprawą gromadzenia się płynów w tkance podskórnej. Objaw ten najczęściej widuję u żółwi, zarówno lądowych, jak i wodnych.
Uogólniony obrzęk u żółwia stepowego
Najczęściej wiążemy ją z niewydolnością nerek. Problem w tym, że anasarca nie jest objawem specyficznym dla tego problemu. Jak można się spodziewać po tak rozległej patologii, ma ona wiele różnych przyczyn. Poza zaburzeniami funkcji nerek wystąpić może także jako skutek niewydolności wątroby, niewydolności serca (u ssaków prawokomorowej, u żółwi... no cóż... nie ma pełnego podziału na dwie osobne komory), enteropatii białkogubnej, przewlekłego niedożywienia, znacznego zapasożycenia... Praktycznie wszystkie te problemy mają jeden wspólny mianownik - prowadzą do utraty białek krwi, szczególnie albumin, co ostatecznie manifestuje się "przesunięciem" płynów z łożyska naczyniowego (czyli żył, tętnic, naczyń włosowatych i limfatycznych) do tkanek.
Uogólniony obrzęk u żółwia stepowego
Niestety anasarca to dowód na znaczne zaawansowanie procesów patologicznych. Jej wystąpienie zawsze wiąże się z ostrożnymi rokowaniami, szczególnie jeśli u jej podstaw faktycznie leżą problemy nefrologiczne. W dużym uproszczeniu - brak prawidłowej "filtracji" krwi ze zbędnych i toksycznych substancji prowadzi do powolnego podtruwania całego organizmu. Tym bardziej poważny to problem, że nerki są narządami, które nie regenerują się, jak - powiedzmy - wątroba. Tak więc niewydolności nerek nie da się wyleczyć! Przy pomyślnych wiatrach i ciężkiej pracy da się ją stabilizować i utrzymywać na poziomie zapewniającym komfort życia pacjenta. A że niewydolność nerek jest jedną z najpoważniejszych konsekwencji nieprawidłowych warunków utrzymania u gadów... Ponownie, do znudzenia, powtarzał zatem będę, że PODSTAWĄ zdrowia naszego podopiecznego jest zapewnienie mu właściwych warunków, spełniających jego wymogi. Niewłaściwa dieta, brak profilaktyki, niedostosowana temperatura otoczenia... Niby banały, a pacjentów z problemami, których tak łatwo uniknąć, wciąż nie brakuje...
Wykorzystana literatura:
● Chitty J. i Raftery, A. "Generalised Oedema or Anasarca" w "Essentials of Tortoise Medicine and Surgery"
● Vogelaar J.L i wsp. "Anasarca, hypoalbuminemia, and anemia: what is the correlation?"; Clinical Pediatrics

O ekspansji modliszek

Biologia jest nauką żywą, wciąż się zmieniającą, ewoluującą wraz z obiektami jej zainteresowań. Przyroda wokół nas stale się zmienia, przekształca, dostosowuje. Nic zatem dziwnego, że to, co kiedyś było powszechne, dziś jest rzadkie lub nie ma tego w ogóle. Ot, chociażby jeszcze na początku XX wieku gnieździł się u nas w Tatrach i Pieninach sęp płowy (Gyps fulvus)[ostatni lęg mógł mieć miejsce prawdopodobnie około 1914 roku], dziś jest on jedynie gatunkiem z rzadka zalatującym. Chociaż liczny na przelotach, batalion (Calidris pugnax) zrezygnował z lęgów w naszym kraju, chociaż gdy przychodziłem na ten świat w połowie lat 80-tych, krajowa populacja lęgowa liczyła jeszcze około 200 samic. Są też przykłady odwrotne. Spektakularny come-back odnotowały miedzy innymi bobry europejskie (Castor fiber), żubr (Bison bonasus), pojawiły się legi czapli białej (Ardea alba), rozszerzył swój zasięg także szakal złocisty (Canis aureus). Niemałą rolę w tych zmianach odgrywają z pewnością postępujące zmiany klimatyczne, które dla pewnych gatunków są swoistą wygraną na loterii, umożliwiającą zasiedlanie terenów dotychczas dla nich niedostępnych. Tego typu trendy widzimy też wyraźnie w świecie bezkręgowców, o czym pisałem już chociażby w przypadku niegdyś bardzo rzadkiego, a obecnie całkiem pospolitego tygrzyka paskowanego (Argiope bruennichi). No i oczywiście jest ona...
Modliszka zwyczajna (Mantis religiosa) przy ul. Indiry Gandhi w Warszawie
Jako młody pasjonat zoologii marzyłem o spotkaniu z modliszką zwyczajną (Mantis religiosa). Choć zwyczajna z nazwy, jawiła się jako ucieleśnienie owadziej egzotyki, coś niesamowitego, unikalnego i niezwykłego. Jasne, jest ledwie jednym z około 2500 gatunków modliszek , ale była "nasza", polska. Charyzmy gatunkowi dodawał fakt, że był to owad bardzo rzadki, ograniczony swym areałem do okolic Kotliny Sandomierskiej. Niespełniony sen. Jednak z czasem sytuacja nieco się zmieniła. Zaczęto opisywać kolejne stanowiska, pierwotnie w dotychczasowych okolicach występowania, z czasem także coraz dalej - na Pogórzu, w Magurskim Parku Narodowym. Jeszcze pod koniec pierwszej dekady XXI wieku, gdy ukazywała się "Polska Czerwona Księga Zwierząt. Bezkręgowce", krajową populację szacowano na kilkaset do 3 000 osobników, zależnie od warunków meteorologicznych w danym sezonie. Aż nadszedł rok 2014, w którym to kilka modliszek odłowionych w Warszawie przez Straż Miejską trafiła do warszawskiego ZOO. No bo nikt o zdrowych zmysłach nie uznałby wówczas, że gatunek ten pojawił się tutaj od tak sobie, w naturalnych okolicznościach... Rok później znaczna część kraju wręcz "zalana" została inwazją modliszek. Sam osobiście napotkałem jedną na stacji "Dworzec Wileński" warszawskiego metra. Zacząłem nawet zbierać informacje o obserwacjach na terenie stolicy i okazało się, że było ich zaskakująco dużo! W 2018 roku miałem nawet okazję wypowiadać się na ten temat w "Pytaniu na Śniadanie" razem z monitorującym ekspansję gatunku Damianem Zielińskim z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Od tego czasu pojawiały się kolejne artykuły z frazą "pierwsze stwierdzenie modliszki w..." Poznań, Białowieża, Karkonosze...W bieżącym roku moje ścieżki krzyżowały się ze ścieżkami modliszek trzykrotnie - dwa razy w Warszawie (okolice skrzyżowania ul. Indiry Gandhi i Pileckiego oraz przy Zamiejskiej) i raz w Wilkucicach Dużych.
Modliszka zwyczajna (Mantis religiosa) w Wilkucicach Dużych
Tak po prawdzie, wciąż nie do końca wiadomo, co jest główną przyczyną tej nagłej eksplozji ekspansji gatunku w całej Europie. Biorąc jednak pod uwagę odnotowywany w ostatnich latach wzrost liczebności innych ciepłolubnych gatunków stawonogów - choćby wspomniane tygrzyki, uznawana do niedawna za wymarłą u nas pszczołą zadrzechnia fioletowa (Xylocopa violacea), osa gliniarz naścienny (Sceliphron destillatorium), pasikonik długoskrzydlak sierposz (Phaneroptera falcata) czy świerszcz nakwietnik trębacz (Oecanthus pellucens) - należy za "winowajcę" uznać klimat, a raczej zmiany w nim zachodzące. Na ogólnie negatywnie postrzeganym zjawisku korzystają konkretne, ciepłolubne gatunki. Jedne pojawiają się na nowych dla siebie terenach, inne na nie wracają... Jak czytamy u Władysława Bazyluka w 1977 roku: "W XVIII wieku był stwierdzony w okolicach Warszawy, w ostatnich latach występowanie modliszki w tym rejonie nie zostało potwierdzone".
Wykorzystana literatura:
● Bazyluk W. "Fauna Polski. Tom 6. Karaczany i modliszki"; PWN
● Bazyluk W. "Klucze do oznaczania owadów Polski. Część IX-X. Karaczany, Modliszki"; PWN
● Jirak-Leszczyńska A. "Ponowne stwierdzenie nakwietnika trębacza Oecanthus pellucens (Scopoli, 1763) (Orthoptera: Gryllidae) na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej"; Prądnik. Prace i Materiały Muzeum im. prof. Władysława Szafera
● Kadej M. i wsp. "Pierwsze udokumentowane stwierdzenie modliszki zwyczajnej Mantis religiosa religiosa (Linnaeus, 1758) (Insecta, Mantodea) na Dolnym Śląsku"; Przyroda Sudetów
● Miłkowski M. i Chmielewski S. "Występowanie modliszki zwyczajnej Mantis religiosa (Linnaeus, 1758) na Nizinie Mazowieckiej"; Przegląd Przyrodniczy
● Rosińska A. "Pierwsze stwierdzenie Mantis religiosa (LINNAEUS, 1758) (Mantodea: Mantidae) w Poznaniu"; Wiadomości Entomologiczne
● Zieliński D. i Łazarecki T. "Modliszka zwyczajna (Mantis religiosa L.) z Białegostoku, Suwałk i okolic Białowieskiego Parku Narodowego"; Wiadomości Entomologiczne
● Zieliński D. i wsp. "European mantis Mantis religiosa (Linnaeus, 1758) in Poland: Identification & handling"; Medycyna Weterynaryjna

O przeklinającej kaczce

 O tym, że blaszkodziobe (Anseriformes) to dosyć "chuligańskie" i "wyuzdane" ptaki (oczywiście antropomorfizując), wiadomo nie od dziś. Nawet na łamach "Naturalnie w Warszawie..." wspominałem o niesamowitym wyścigu zbrojeń w dziedzinie narządów kopulacyjnych między samcami i samicami niektórych kaczek ("sprężynujące" prącia długości całego ciała i pełna zachyłków i ślepych zaułków pochwy, które u ptaków tak naprawdę są częścią jajowodu), o zbiorowych gwałtach kończących się czasem utopieniem nieszczęsnej samicy, o homoseksualnej nekrofilii, za opisanie której Cornelis Moeliker z Natural History Museum Rotterdam otrzymał w 2003 roku nagrodę Ig Nobla, o męskich parach łabędzi, które uwodzą samicę, by ta złożyła jaja w ich przytulnym gniazdku, po czym przepędzają ją i samemu odchowują młode... Jest tego troszeczkę... A teraz na dodatek okazuje się, że kaczki na domiar złego... PRZEKLINAJĄ !!

Dokładniej zdarzało się to jednej kaczce imieniem Ripper, przedstawicielowi australijskiego gatunku o nazwie bisiorka (Biziura lobata), u nas praktycznie nieznanego.
Ripper wykluł się we wrześniu 1983 roku w Tidbinbilla Nature Reserve, gdzie mieszkał przez całe swoje życie. Gdy miał 4 lata, jego opiekun zauważył, że w sposób idealny imituje on odgłos zatrzaskiwanych drzwi oraz... jego własny poirytowany głos. Będąc pod niemałym wrażeniem umiejętności swojego podopiecznego, nagrał jego wyczyn, dzięki czemu teraz, po trzech dekadach "odgrzebano" i opublikowano tą rewelację. Na załączonych do publikacji materiałach dźwiękowych wyraźnie słychać Rippera "przeklinającego": "you blood fool" (czyli na polski coś w stylu "ty cholerny głupcze"). 15 lat później inny, bezimienny samiec utrzymywany w tej samej instytucji nauczył się idealnie imitować głos kaczki pacyficznej (Anas superciliosa). Autorzy publikacji wspominają jeszcze o dwóch innych bisiorkach - jednej utrzymywanej w Norfolk, która miała nauczyć się parskania mieszkającego obok kucyka i próbowała wymawiać wyraz "Hello!", oraz o osobniku z Slimbridge Wildfowl Trust, który "udawał" kaszel swojego opiekuna i skrzypienie bramki prowadzącej na jego wybieg.
Akustyczne umiejętności bisiorek są nie lada zaskoczeniem w naukowym świecie. Wiadomo - papugi, krukowate, gwarki... One radzą sobie z naśladownictwem ludzkiej mowy doskonale. Ale kaczka?? Jak to w ogóle możliwe? Autorzy publikacji stawiają tezy, według której samce bisiorem w swej młodości przechodzą proces podobny do tego odbywającego się u niektórych ptaków śpiewających, jak chociażby kanarków - muszą mieć wzorzec dźwięku, którego się uczą. Lęgi bisiorek są stosunkowo mało liczne (3-4 jaja w zniesieniu), a samica opiekuje się młodymi dłużej niż większość jej kuzynek. Dorastające samczyki swoje wokalne umiejętności ćwiczą stopniowo, a dwie geograficznie oddzielone od siebie populacje (wschodnia i zachodnia) nieco różnią się "dialektem". Wszystko to może sugerować, że każdy młodzieniec bisiorki na własne skrzydło zdobywa wiedzę na temat atrakcyjności zawołań godowych. Osobniki odchowywane przez człowieka najwyraźniej za atrakcyjne uznają odgłosy antropogeniczne, w tym ludzką mowę...
Czadowe, prawda? To fascynujące, o jak wielu podstawowych - zdawać by się mogło - rzeczach wciąż jeszcze nie mamy zielonego pojęcia...
Wykorzystana literatura:
● Brennan P.L.R. i wsp. "Coevolution of Male and Female Genital Morphology in
Waterfowl"; PLOS One
● ten Cate C. i Fullagar P.J. "Vocal imitations and production learning by Australian musk ducks (Biziura lobata)"; Philosophical Transactions of the Royal Society B
● Dewar J.M. "Ménage à trois in the mute swan"; British Birds
● Moeliker C.W. "The first case of homosexual necrophilia in the mallard Anas platyrhynchos (Aves: Anatidae)"; Deinsea

O śnieżyczce na przedwiośniu

Taka niezdecydowana ta pogoda ostatnio. Ni to zima, ni to wiosna, raz przygrzeje słońce, potem znowu kałuże skuje lodem. Ale już widać pierw...