poniedziałek, 7 września 2020

O cenie bycia uroczym, czyli jak człowiek sam prosi się o kłopoty i ściąga je na innych

        Kwestia brachycefalizmu jest doskonale znana w weterynarii u psów i kotów. Liczne problemy zdrowotne związane z wymuszoną przez człowieka zmianą anatomii dają o sobie znać często już w młodzieńczym wieku zwierząt, zwłaszcza jeśli dobór rodziców opiera się na zasadzie "byle były szczeniaki/kociaki na sprzedaż". Dziś jednak chciałbym napisać o brachycefalizmie w nieco innej odsłonie...

        Czym jest brachycefalizm? Pomijając kwestie antropologiczne, jest to wyraźne skrócenie twarzoczaszki (czyli tej "przedniej" części czaszki), będące wynikiem wielopokoleniowej hodowli w kierunku utrwalenia tej cechy. Jeśli porównamy głowę, powiedzmy, labradora i buldożka angielskiego, od razu zauważymy, że różnią się one kształtem. Już sam labrador ma zdecydowanie inny profil niż jego postać wyjściowa, czyli wilk. Jednak w całym tym problemie nie chodzi wyłącznie o efekt wizualny. Zmienia się nie tylko fizjonomia, bo gdyby tak było - problem nie istniałby - wszak - de gustibus non est disputandum. Wraz z nią pojawiają się problemy natury fizjologicznej, bo coś, co funkcjonować miało w zdecydowanie większej przestrzeni (np. jama nosowa) nagle ściskane jest w ułamek swojej naturalnej formy. Dlatego też dolegliwości wynikające z wad anatomicznych (chociażby zbyt wąskie otwory nosowe, za długie podniebienie miękkie, gałki oczne ledwo mieszczące się w oczodołach, "zatykające się" kanaliki nosowo-łzowe, zapalenie fałdów skórnych na pysku i tak dalej...) poważnie uprzykrzają życie psów/kotów i określane są ogólnikową nazwą "syndromu brachycefalicznego". Warto też zaznaczyć, że ukształtowanie głowy u ras brachycefalicznych wynika ze zbyt wczesnego zamknięcia szwów miedzy kośćmi czaszki (kraniosynostozy), czyli zjawiska uznawanego w innych przypadkach za poważną wadę wrodzoną. A zatem NIE! Chrapiący i chrząkający po krótkim truchcie mops czy buldożek francuski nie jest uroczy - on się zwyczajnie poddusza!


Mops jest idealnym przykładem rasy brachycefalicznej

        Temat brachycefalicznych problemów u psów i kotów jest już wałkowany od lat, dziś jednak chciałbym napisać o trzecim gatunku, którego zagadnienie to dotyczy - o króliku. Domestykacja, czyli udomowienie królika dzikiego (Oryctolagus cuniculus) miało miejsce około 1500 lat temu. Początkowo głównie w celach pozyskania mięsa, z czasem jednak królik, jako że jest uroczy i sympatyczny, zyskał popularność jako zwierzę towarzyszące, tak zwany "pet". A jak to już bywa z domowymi pupilami, człowiek zaczął tak mącić w puli genowej, by uzyskać osobniki o jak "najsłodszym" i jak najbardziej "uroczym" wyglądzie. A jak to osiągnąć? A no upodabniając je do noworodków, czyli dążyć do uzyskania możliwie krągłego profilu głowy. Nie ma jednak nic "za darmo" - skrócenie twarzoczaszki (brachygnathia superior) pociągać może za sobą niedopasowanie uzębienia żuchwy i szczęki. A to z kolei, przy rosnących przez całe życie bezkorzeniowych (hypselodontycznych) zębach królików wiąże się nieubłaganie z ich przerostem i deformacjami. Biorąc pod uwagę tylko siekacze (które rosną w tempie około 2-2,4 mm na tydzień) ich niewłaściwe ścieranie prowadzi najczęściej do "wywinięcia" pierwszej górnej pary do tyłu, w głąb pyszczka, i przerostu dolnych tak, że wyraźnie wystają one z jamy ustnej. O ile dolne będą "co najwyżej" mocno utrudniały pobieranie pokarmu, to już zawinięte siekacze górne po pewnym czasie zaczną dosłownie wbijać się w podniebienie (chociaż miałem już przypadek dolnych siekaczy wbijających się... w nos (!) nieszczęsnego królika). Ale nie w samych zębach tkwi problem! Podobnie jak w przypadku psów, króliki obciążone klątwą "uroczego" brachycefalizmu częstokroć mają więcej problemów z układem oddechowym - zarówno w sensie ewentualnych infekcji, jak i przebiegu znieczulenia do zabiegów chirurgicznych. A takowe mogą się zdarzyć zawsze - niezależnie, czy ma to być profilaktyczna kastracja czy - nie daj Boże - jakaś nagła interwencja z powodu np. skrętu płata wątroby. Dodatkowe czynniki ryzyka nie są na rękę ani samemu królikowi, ani operującemu chirurgowi! Szczególnie wyraźnie trend ten uwidocznił się u ras miniaturowych, jak baranki, króliki lwie, karzełki niderlandzkie czy tak niezwykle popularne w ostatnich latach mini lopy! No właśnie...

Ekstremalna brachycefaliczność połączona z fenotypem typu "lop-eard"

        Lopy... To określenie zapożyczone zostało z angielskiego określenia "lop-eared rabbit", grupującego królicze rasy o "klapniętych" małżowinach usznych. W Polsce tego typu króliki zwykle określamy jako "baranki". Jak zapewne wiemy, wyjściową sytuacją, spotykaną u dzikich królików, są małżowiny uszne sztywno sterczące ku górze, wychwytujące każdy niepokojący dźwięk i sygnał nadciągającego drapieżnika. "Klapnięte uszka" byłyby zupełnie niefunkcjonalne, stąd brak tej cechy w naturze. Niestety, "klapnięte uszka" są jednocześnie cechą, która nadaje zwierzęciu uroczy wygląd, taki niewinny, bezbronny... Typowy "baby schema", opisany już przez wybitnego zoologa i ornitologa austriackiego - Konrada Lorenza. Wszystko to zebrane łącznie skutkuje tym, że w Wielkiej Brytanii 53,1% przebadanej populacji domowych królików stanowią dwie rasy - wspomniane mini-lopy i karzełki niderlandzkie.

Ekstremalna brachycefaliczność połączona z fenotypem typu "lop-eard"

        Problem w tym, że niby tak nieistotna rzecz jak "klapnięte uszka" również ma swoje reperkusje. W grudniu ubiegłego roku w "Veterinary Record" pojawił się artykuł Jade C. Johnson i Charlotte C. Burn, w którym autorki wykazywały zależność tego fenotypu ze zwężeniem kanału słuchowego, odkładaniem się znacznych ilości woszczyny, większą predyspozycją do zapaleń uszu i inwazji świerzbowca usznego Psoroptes cuniculi. Powiązania między opadniętymi małżowinami usznymi a zmianą kształtu czaszki badał już sam Karol Darwin, więc nie jest to żadne "objawienie" ostatnich lat. Zależność doskonale widać na przykładzie half-lopów - królików, u których jedno ucho pozostaje w pozycji naturalnej, a drugie jest "klapnięte". Jeśli spojrzymy na ich czaszki, ustawienie przewodu słuchowego wewnętrznego różni się drastycznie zależnie od tego, na które ucho patrzymy! We wspomnianym badaniu wykazano, że "kłapouchy" miały 23-krotnie razy częstsze problemy z przerostem siekaczy i 12-krotnie częstsze problemy z przerostami "zębów policzkowych" (przedtrzonowców i trzonowców)!! Kupowanie takiego zwierzęcia to już nie jest po prostu dobrowolne ściąganie na siebie kłopotów... To de facto wspieranie biznesu, który te kłopoty i problemy ściąga na niewinne zwierzęta. Bardzo interesujący artykuł na temat porównania kształtów czaszki królika dzikiego i udomowionego opublikowały w 2017 roku w "Veterinary Science" Christine i Estella Böhmer (autorka "Dentistry in Rabbits and Rodents"). Inna sprawa, że doniesienie to pod znakiem zapytania stawia jedną z dotychczasowych "prawd objawionych" jeśli chodzi o żywienie królików - siano, jako pokarm odbiegający właściwościami od typowego "dzikiego" pokarmu tego gatunku, może być, według autorek, przyczyną problemów stomatologicznych (!!!) Ale to już materiał na osobny wpis...

Przerosty siekaczy to jedna z najczęstszych konsekwencji brachycefalizmu i fenotypu "lop-eared"

        Wracając do meritum dzisiejszego wpisu - pamiętajcie, że wszystko ma swoją konsekwencje. W tym wypadku "uroczy" wygląd często związany jest z poważnymi dolegliwościami, niejednokrotnie rzutującymi na jakość całego życia. Pewne kwestie człowiek "zaprojektował" tak, by dobrze wyglądały, ale niekoniecznie dobrze funkcjonowały. Namieszanie w genetyce (czy to psów, królików, czy również wielu innych "genetycznie pokrzywdzonych" gatunków) niesie ze sobą wiele dotychczas niespotykanych (albo spotykanych, ale bardzo rzadko) problemów medycznych.Nieodpowiedzialna hodowla, chów wsobny, dopuszczanie do rozrodu zwierząt z widocznymi wadami i utrwalanie tychże wad w populacji w pseudohodowlach w imię "słodziakowego" wyglądu... Zastanówmy się zatem, czy faktycznie zależy nam bardziej na wyglądzie czy dobrostanie naszego pupila...


Wykorzystana literatura:

● Böhmer Ch. i Böhmer E. "Shape Variation in the Craniomandibular System and Prevalence of Dental Problems in Domestic Rabbits: A Case Study in Evolutionary Veterinary Science"; Veterinary Science
● Cordero G.A. i Berns C.M. "A test of Darwin’s ‘lop-eared’ rabbit hypothesis"; Journal of Evolutionary Biology
● Harvey N.D. i wsp. "What Makes a Rabbit Cute? Preference for Rabbit Faces Differs according to Skull Morphology and Demographic Factors"; Animals
● Johnson J.C. i Burn Ch.C. "Lop-eared rabbits have more aural and dental problems than erect-eared rabbits: a rescue population study"; Veterinary Record
● Meredith A.L. i wsp. "Impact of diet on incisor growth and attrition and the development of dental disease in pet rabbits"; Journal of Small Animal Practice
● Müller J. i wsp. "Growth and wear of incisor and cheek teeth in domestic rabbits (Oryctolagus cuniculus) fed diets of different abrasiveness"; Journal of Experimental Zoology Part A Ecological Genetics and Physiology
● Wyss F. i wsp. "Measuring Rabbit (Oryctolagus cuniculus) Tooth Growth and Eruption by Fluorescence Markers and Bur Marks"; Journal of Veterinary Dentistry

1 komentarz:

  1. Pytanie, czy da się połączyć te dziecięce cechy z dobrostanem zwierząt? Czy jest możliwość niedopuszczenia do "przerasowienia" i gdzie jest ta granica? W przypadku psów tylko kilka ras o cechach brachycefalicznych wykazuje ekstremalne wady i problemy (np. wspomniane buldożki angielskie, ale również toy spaniele, Cavaliery, mopsy czy buldożki francuskie). Inne natomiast cieszą się względnym zdrowiem mimo tych cech - np. boston terrier czy japoński chin . Z czego wynikają te różnice? Czy chodzi o jakość prowadzenia linii hodowlanych? Czy może mniejsza popularność tych ras - a tym samym wolniejszy postęp wad? Z pewnością temat brachycefalii nie jest łatwy...

    OdpowiedzUsuń

O śnieżyczce na przedwiośniu

Taka niezdecydowana ta pogoda ostatnio. Ni to zima, ni to wiosna, raz przygrzeje słońce, potem znowu kałuże skuje lodem. Ale już widać pierw...