piątek, 3 marca 2023

O śnieżyczce na przedwiośniu

Taka niezdecydowana ta pogoda ostatnio. Ni to zima, ni to wiosna, raz przygrzeje słońce, potem znowu kałuże skuje lodem. Ale już widać pierwsze zwiastuny nadciągającej zmiany. Już pierwsze promyki wiosny zaczynają zielenić się na trawnikach i gałęziach. A skoro już wiosna tuż za rogiem, już puka do drzwi, to czas na przebiśniegi...
Śnieżyczka przebiśnieg (Galanthus nivalis), obok jej podobnej kuzynki śnieżycy wiosennej (Leucojum vernum), to najwcześniej zakwitające cebulowe byliny w naszym klimacie. Liście i kwiaty wypuszcza niejednokrotnie jeszcze w trakcie zalegania pokrywy śnieżnej, co dobitnie sugeruje jej polska, ale i łacińska nazwa (nivalis = śnieżny). To znaczy... o ile jest jakaś pokrywa śnieżna, bo z tym to tak średnio ostatnimi czasy 😉
Kępka śnieżyczek przebiśniegów w rezerwacie Skarpa Ursynowska
Naturalny areał występowania w naszym kraju obejmuje tereny górskie, pogórze, Górny Śląsk i w mniejszym stopniu także Wielkopolskę i Polesie. Stanowiska odnajdywane na północy kraju i w większości obszaru Polski Centralnej uznawane są za pochodzenia antropogenicznego - jako "uciekinierów" z ogródków i innych nasadzeń. Dziś w odpowiednich dla siebie siedliskach nie należy do rzadkości, ale jeszcze w pierwszej połowie XX wieku została zaliczona przez nestora ochrony krajowych roślin Leonidasa Świejkowskiego do "najbardziej zagrożonych wyniszczeniem gatunków roślin w Polsce". Na szczęście objęcie jej ochroną gatunkową (jeszcze do 2014 roku ścisłą, obecnie już tylko częściową) i utworzenie kilku rezerwatów dedykowanych głównie jej (np. rezerwat "Śnieżyczki" w gminie Repki) uratowało polską populację od całkowitej zagłady. Mimo złagodzenia poziomu ochrony, dziko występujących roślin nadal nie można zrywać ani wykopywać! W Polsce grozi za to kara grzywny lub nawet pozbawienia wolności. Na szczęście śnieżyczki są łatwo dostępne w handlu ogrodniczym i każdy, kto ma na to ochotę i zapewni im odpowiednie warunki, może wysadzić cebulki u siebie w ogródku lub skrzynce balkonowej.
Łany kwitnących zawilców w rezerwacie Skarpa Ursynowska
Widoczne na zdjęciu przebiśniegi napotkałem w 2006 roku, jeszcze za studenckich czasów, kiedy to sporo czasu spędzałem na ursynowskim kampusie SGGW. W przerwach między wykładami i ćwiczeniami (a plan na Weterynarii był niejednokrotnie tak układany, że potrafiły one trwać po 3-4 godziny) lubiłem chadzać na drugą stronę ulicy Nowoursynowskiej, by na lewo od Rektoratu skręcić wydeptaną ścieżką w dół ciągnącej się jakieś 30 kilometrów przez stolicę z północy na południe Skarpy Warszawskiej. Rezerwat Skarpa Ursynowska, chociaż początkowo nie zrobił na mnie jakiegoś niebywałego wrażenia (chyba przez zbytnią dostępność, "zadeptanie" i zaśmiecenie), tak naprawdę był jedynym godnym przyrodniczej uwagi miejscem na takie międzyzajęciowe wypady. I jak już kiedyś pisałem na łamach "Naturalnie w Warszawie..." te spacery przyniosły z czasem całkiem wymierne skutki (jak pierwsze stwierdzenie w Warszawie lipnika lepkiego (Holwaya mucida) - zachęcam do skorzystania z lupki). Pełnią wiosny runo pokrywają tam łany zawilców gajowych (Anemone nemorosa) i żółtych (Anemone ranunculoide), kokoryczy pełnej (Corydalis solida) i złoci żółtej (Gagea lutea), jednak zanim to nastąpi, runo grądu zboczowego pozostaje brudno-brunatne od opadłych liści. Tym łatwiej było wypatrzeć wśród nich soczyście zieloną kępkę śnieżyczki. Rosła tam w pojedynkę, bez towarzystwa, lecz dzielnie trwając w tym osamotnieniu i wypuszczając kilkanaście dzwonkowato zwieszających się kwiatów. W rozmowie ze znajomymi z akademików dowiedziałem się, że kiedyś było ich tam więcej, ale najwyraźniej ich urok okazał się dla nich zgubny i obecnie stanowią raczej rzadkość. Śnieżyczka wymieniana jest też w jednym opracowaniu florystycznym rezerwatu - autorstwa Wojciecha Ciurzyckiego, Moniki Budny i Katarzyny Marciszewskiej z roku - 2018. Co ciekawe, nie wspomina o niej Pani Eliza Grabowska w swoim artykule "Rola rezerwatu "Skarpa Ursynowska" pod wpływem antropopresji" z roku 2016.
Lipnik lepki odnaleziony przeze mnie w rezerwacie Skarpa Ursynowska
Od czasów studiów widywałem śnieżyczkę wyłącznie jako ozdobę ogródków lub eksponaty botaniczne. Dopiero w marcu 2022 roku ponownie natknąłem się w Warszawie na takie pół-naturalne, zdziczałe stanowisko w zadrzewieniach nieopodal Kładka Żerańska, składające się z kilku rozrzuconych na niewielkiej przestrzeni kwitnących kępek. W obu przypadkach śnieżyczki potencjał do rozwoju mają - są to bowiem tereny o charakterze odpowiednio grądu i łęgu - wprawdzie w obu przypadkach w postaci zdegradowanej, ale jednak... A jak jest w tym roku? Jest tu może ktoś z tamtych okolic? A może znacie inne takie zdziczałe stanowiska?
Śnieżyczka przebiśnieg przy kładce żerańskiej
Wykorzystana literatura:
● Ciurzycki W. i wsp. "Protection and Threats to the Plant Cover of the Skarpa Ursynowska
Nature Reserve in Warsaw"; Annals of warsaw University of Life Sciences
● Grabowska E. "Flora rezerwatu "Skarpa Ursynowska" pod wpływem antropopresji"; Przegląd Przyrodniczy● Snopek A. "Problemy funkcjonowania rezerwatu przyrody na kampusie akademickim: przykład rezerwatu Skarpa Ursynowska (Warszawa) i Forêt de Dorigny (Écublens, Szwajcaria)"; Przegląd Przyrodniczy 

Wszystkie obrazy i tekst objęte prawami autorskimi

sobota, 25 lutego 2023

Bobry, czarki i błękitne drewno, czyli o przedwiośniu w Bielańskim Lesie

W minioną niedzielę, 19 lutego 2023, miałem przyjemność powędrować nieco ze znajomymi po Las Bielański w poszukiwaniu śladów bytowania bobrów. Ich temat nieco rozszerzę niebawem, chciałbym jednak z nieskrywaną radością oznajmić, że wiosna już nieśmiało zaczyna prezentować swe wdzięki. Runo oprócz brązów i burości opadłych liści przywdziewa świeżo-zielone odzienie. Lada moment, a wybuchnie feerią bieli, żółci, fioletu i purpury, gdy zakwitną wszystkie tamtejsze rośliny zielne - zawilce, kokorycze, miodunki, złocie, gwiazdnice i fiołki.

Bobrowa tama na Rudawce - temat na osobny wpis ;)
Dzięcioły łomotały w pnie drzew jakby robiły sobie konkurs na najlepszego perkusistę las. W sumie tak w istocie jest... gnane testosteronową burzą hormonów dzięcioły nie są zbyt uzdolnione wokalnie, stąd zamiast wyśpiewywać arie, posługują się drewnianą perkusją, na której werblują w charakterystycznym dla danego gatunku dzięcioła rytmie. W szaleńczych pościgach między pniami drzew śmigały w rytm wibrującego pogwizdywania kowaliki (Sitta europaea), a wyżej wśród gałęzi radośnie poświstywały sikory - bogatka (Parus major) i modraszka (Cyanistes caeruleus). Z oddali, z wysokiego dębu gdzieś przy ul. Dewajtis odezwał się puszczyk (Strix aluco). W pewnym momencie nad koronami drzew przeleciało kilka całkiem pokaźnych kluczy gęsi, które zdecydowanie łatwiej było usłyszeć niż zobaczyć na skrawkach prześwitującego przez gałęzie nieba. Innym, z daleka dobiegającym lecz już nie ptasim odgłosem, było porykiwanie oślicy Klary, zamieszkującej zagrodę przy pokamedulskim kościele błogosławionego Edwarda Detkensa.

Muł Franek i oślica Klara w przykościelnej zagrodzie
Bezlistność drzew pozwoliła skupić się na różnorodności form pni i tekstury kory poszczególnych gatunków drzew. Mogliśmy też zobaczyć, czym różni się złom od wykrotu, a także poanalizować chwilę różnicę między obrzękiem a rakiem w nomenklaturze leśnej (bo chociaż oba te zjawiska to patologie, podobnie jak w medycynie weterynaryjnej, to w świecie roślinnym mają zupełnie inne znaczenie). Zachwyt wzbudzały też pyszniące się różną intensywnością zieleni pniaki porastane różnymi gatunkami mchów, które - mam takie postanowienie - kiedyś jeszcze będę w stanie oznaczyć ;)

Próchnilec długotrzoneczkowy (Xylaria longipes)

Całkiem dużo było też grzybów, chociaż luty to pora mało kojarzona z grzybobraniem. Szczególnie nadrzewnych saprotrofów - gatunków związanych z martwym drewnem. Sporo było kisielnic - kędzierzawej (Exidia nigricans) i trzoneczkowatej (Exidia glandulosa), które porównane zostały - może niezbyt elegancko - do sarnich bobów. Wyróżniający się morski kolor na jednej z kłód był sprawką rozwijającej się chlorówki (Chlorociboria sp.), która jeszcze nie wytworzyła owocników, ale już jej obecność byłą ewidentna za sprawą wytwarzanej przez nią niebieskozielonej ksylindeiny - charakterystycznego wyłącznie dla tych grzybów barwnika, który niegdyś służył celom zdobniczym (np. renesansowe intarsje z Włoch czy XVIII-wieczne rękodzieła z angielskiego Tonbridge) , a współcześnie doszukuje się w nim alternatywy dla krzemu jako półprzewodnika w elektronice. Trafiły się też skórnik szorstki (Stereum hirsutum), wrośniak strefowany (Trametes ochracea), próchnilec gałęzisty (Xylaria hypoxylon) i długotrzonkowy (Xylaria longipes), jak również smętne resztki zrosłozarodni śluzowca rulika groniastego (Lycogala epidendrum). Jednak gwiazdami wśród grzybów zdecydowanie zostały czarki (Sarcoscypha sp.), o których już pisałem w 2019 roku. Przypomnę może: "Dziś chciałbym przedstawić Wam przepiękne czarki, traktowane czasami jako odpowiednik przebiśniegów świata grzybów. Faktycznie, owocniki czarek pojawiają się na przedwiośniu (od marca do początków maja), jednak w cieplejsze, bezśnieżne zimy można je znaleźć już w grudniu lub styczniu. Chociaż są niezwykle jaskrawo ubarwione (miseczki, a bardziej fachowo - apotecja - od zewnątrz (tzw. hypotecjum) są różowawo-pomarańczowe, od wewnątrz wyścielone szkarłatnym, krwistoczerwonym hymenium), czasami dosyć trudno je wypatrzeć w ubiegłorocznej ściółce. Miseczki osadzone są zazwyczaj na krótkich, najczęściej całkowicie schowanych w podłożu trzonkach i wyrastają na drewnie różnych gatunków drzew liściastych (często olsz, wierzb i klonów, ale nie tylko). Zazwyczaj zasiedlają wilgotne i podmokłe lasy łęgowe, chociaż w ostatnich latach notowane bywają także w środowiskach antropogenicznych (jak zaniedbane parki czy cmentarze).
Wrośniak strefowany (Trametes ochracea)
Przebarwienie drewna spowodowane przez wzrost chlorówki (Chlorociboria sp.).
Na lewo od niego widoczne są także drobne pomarańczowe punkciki - to łzawnik (Dacrymyces sp.)

W kraju odnotowano obecność trzech gatunków czarek, które jeszcze do niedawna traktowane były w kategorii pojedynczego taksonu i określane były jako czarka szkarłatna (Sarcoscypha coccinea). Dziś wiemy, że tak naprawdę najliczniejszym przedstawicielem rodzaju jest u nas czarka austriacka (S.austriaca), opisana z około 160 stanowisk (stan na rok 2015). Czarka jurajska (S.jurana) znana jest z pojedynczych stanowisk i obecnie, po zmianach z 2014 roku, jest jedyną czarką podlegającą w naszym kraju ochronie prawnej. Pozostałe dwie, choć wciągnięte na listę gatunków chronionych w 2004 roku, 10 lat później zostały z niej skreślone. Problem w tym, że okiem nieuzbrojonym nie jesteśmy w stanie rozróżnić poszczególnych czarek. Do oznaczenia gatunku niezbędny jest mikroskop, pod którym oceniamy wygląd zarodników oraz włosków na powierzchni owocnika. Czarki uznawane są za jadalne, ale nie prezentują sobą jakichś wybitnych walorów kulinarnych. Oficjalne źródła stwierdzają w Warszawie jedynie czarkę austriacką lub po prostu czarkę bez oznaczenia gatunkowego. Notowane były w Lesie Bielańskim (pierwsze stwierdzenie ze stolicy, z roku 2002), Lesie Bemowskim, w rezerwacie "Skarpa Ursynowska", na Zakolu Wawerskim, w Lesie Bródnowskim czy w nadwiślańskich łęgach. Co ciekawe, stanowisko z bielańskiego międzywala Wisły jest jednym z najliczniejszych w Polsce (stwierdzono tam ponad 300 owocników!)". Tegoroczne czarki odnalazłem niemal w tym samym miejscu, co te z roku 2019 - w korycie wyschniętego Potoku Bielańskiego.
Apotecja (typ owocnika) czarki (Sarcoscypha sp.)
Czy któryś aspekt z opisanej wycieczki zainteresował Was bardziej? Może chcielibyście rozwinąć któryś temat?
Wykorzystana literatura:
● Blanchette R.A. i wsp. "The Use of Green-Stained Wood Caused by the Fungus Chlorociboria in Intarsia Masterpieces from the 15th Century"; Holzforschung
● Kimbar R. ""Wady drewna"
● Szczepkowski A. i wsp. "Czarka austriacka Sarcoscypha austriaca (O.Beck ex Sacc.) Boud. w Polsce - nowe stanowiska i nowy substrat"; Parki Narodowe i Rezerwaty Przyrody
● Szczepkowski A. i Kozłowski M. "Stanowiska czarki austriackiej Sarcoscypha austriaca (O.Beck ex Sacc.) Boud. w środkowo-wschodniej Polsce"; Chrońmy Przyrodę Ojczystą

Wszystkie obrazy i tekst objęte prawami autorskimi

sobota, 9 października 2021

O obrzękniętych żółwiach


Jednym z objawów regularnie odnotowywanych u gadzich pacjentów jest anasarca. Anasarca, która nie ma jakiegoś konkretnego odpowiednika w nazewnictwie polskim, to uogólniony obrzęk manifestujący się jako "spuchnięcie" całego ciała. Zwierzę lub człowiek wygląda, jakby ktoś go napompował niczym ludzika Michelin, a to za sprawą gromadzenia się płynów w tkance podskórnej. Objaw ten najczęściej widuję u żółwi, zarówno lądowych, jak i wodnych.
Uogólniony obrzęk u żółwia stepowego
Najczęściej wiążemy ją z niewydolnością nerek. Problem w tym, że anasarca nie jest objawem specyficznym dla tego problemu. Jak można się spodziewać po tak rozległej patologii, ma ona wiele różnych przyczyn. Poza zaburzeniami funkcji nerek wystąpić może także jako skutek niewydolności wątroby, niewydolności serca (u ssaków prawokomorowej, u żółwi... no cóż... nie ma pełnego podziału na dwie osobne komory), enteropatii białkogubnej, przewlekłego niedożywienia, znacznego zapasożycenia... Praktycznie wszystkie te problemy mają jeden wspólny mianownik - prowadzą do utraty białek krwi, szczególnie albumin, co ostatecznie manifestuje się "przesunięciem" płynów z łożyska naczyniowego (czyli żył, tętnic, naczyń włosowatych i limfatycznych) do tkanek.
Uogólniony obrzęk u żółwia stepowego
Niestety anasarca to dowód na znaczne zaawansowanie procesów patologicznych. Jej wystąpienie zawsze wiąże się z ostrożnymi rokowaniami, szczególnie jeśli u jej podstaw faktycznie leżą problemy nefrologiczne. W dużym uproszczeniu - brak prawidłowej "filtracji" krwi ze zbędnych i toksycznych substancji prowadzi do powolnego podtruwania całego organizmu. Tym bardziej poważny to problem, że nerki są narządami, które nie regenerują się, jak - powiedzmy - wątroba. Tak więc niewydolności nerek nie da się wyleczyć! Przy pomyślnych wiatrach i ciężkiej pracy da się ją stabilizować i utrzymywać na poziomie zapewniającym komfort życia pacjenta. A że niewydolność nerek jest jedną z najpoważniejszych konsekwencji nieprawidłowych warunków utrzymania u gadów... Ponownie, do znudzenia, powtarzał zatem będę, że PODSTAWĄ zdrowia naszego podopiecznego jest zapewnienie mu właściwych warunków, spełniających jego wymogi. Niewłaściwa dieta, brak profilaktyki, niedostosowana temperatura otoczenia... Niby banały, a pacjentów z problemami, których tak łatwo uniknąć, wciąż nie brakuje...
Wykorzystana literatura:
● Chitty J. i Raftery, A. "Generalised Oedema or Anasarca" w "Essentials of Tortoise Medicine and Surgery"
● Vogelaar J.L i wsp. "Anasarca, hypoalbuminemia, and anemia: what is the correlation?"; Clinical Pediatrics

O ekspansji modliszek

Biologia jest nauką żywą, wciąż się zmieniającą, ewoluującą wraz z obiektami jej zainteresowań. Przyroda wokół nas stale się zmienia, przekształca, dostosowuje. Nic zatem dziwnego, że to, co kiedyś było powszechne, dziś jest rzadkie lub nie ma tego w ogóle. Ot, chociażby jeszcze na początku XX wieku gnieździł się u nas w Tatrach i Pieninach sęp płowy (Gyps fulvus)[ostatni lęg mógł mieć miejsce prawdopodobnie około 1914 roku], dziś jest on jedynie gatunkiem z rzadka zalatującym. Chociaż liczny na przelotach, batalion (Calidris pugnax) zrezygnował z lęgów w naszym kraju, chociaż gdy przychodziłem na ten świat w połowie lat 80-tych, krajowa populacja lęgowa liczyła jeszcze około 200 samic. Są też przykłady odwrotne. Spektakularny come-back odnotowały miedzy innymi bobry europejskie (Castor fiber), żubr (Bison bonasus), pojawiły się legi czapli białej (Ardea alba), rozszerzył swój zasięg także szakal złocisty (Canis aureus). Niemałą rolę w tych zmianach odgrywają z pewnością postępujące zmiany klimatyczne, które dla pewnych gatunków są swoistą wygraną na loterii, umożliwiającą zasiedlanie terenów dotychczas dla nich niedostępnych. Tego typu trendy widzimy też wyraźnie w świecie bezkręgowców, o czym pisałem już chociażby w przypadku niegdyś bardzo rzadkiego, a obecnie całkiem pospolitego tygrzyka paskowanego (Argiope bruennichi). No i oczywiście jest ona...
Modliszka zwyczajna (Mantis religiosa) przy ul. Indiry Gandhi w Warszawie
Jako młody pasjonat zoologii marzyłem o spotkaniu z modliszką zwyczajną (Mantis religiosa). Choć zwyczajna z nazwy, jawiła się jako ucieleśnienie owadziej egzotyki, coś niesamowitego, unikalnego i niezwykłego. Jasne, jest ledwie jednym z około 2500 gatunków modliszek , ale była "nasza", polska. Charyzmy gatunkowi dodawał fakt, że był to owad bardzo rzadki, ograniczony swym areałem do okolic Kotliny Sandomierskiej. Niespełniony sen. Jednak z czasem sytuacja nieco się zmieniła. Zaczęto opisywać kolejne stanowiska, pierwotnie w dotychczasowych okolicach występowania, z czasem także coraz dalej - na Pogórzu, w Magurskim Parku Narodowym. Jeszcze pod koniec pierwszej dekady XXI wieku, gdy ukazywała się "Polska Czerwona Księga Zwierząt. Bezkręgowce", krajową populację szacowano na kilkaset do 3 000 osobników, zależnie od warunków meteorologicznych w danym sezonie. Aż nadszedł rok 2014, w którym to kilka modliszek odłowionych w Warszawie przez Straż Miejską trafiła do warszawskiego ZOO. No bo nikt o zdrowych zmysłach nie uznałby wówczas, że gatunek ten pojawił się tutaj od tak sobie, w naturalnych okolicznościach... Rok później znaczna część kraju wręcz "zalana" została inwazją modliszek. Sam osobiście napotkałem jedną na stacji "Dworzec Wileński" warszawskiego metra. Zacząłem nawet zbierać informacje o obserwacjach na terenie stolicy i okazało się, że było ich zaskakująco dużo! W 2018 roku miałem nawet okazję wypowiadać się na ten temat w "Pytaniu na Śniadanie" razem z monitorującym ekspansję gatunku Damianem Zielińskim z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Od tego czasu pojawiały się kolejne artykuły z frazą "pierwsze stwierdzenie modliszki w..." Poznań, Białowieża, Karkonosze...W bieżącym roku moje ścieżki krzyżowały się ze ścieżkami modliszek trzykrotnie - dwa razy w Warszawie (okolice skrzyżowania ul. Indiry Gandhi i Pileckiego oraz przy Zamiejskiej) i raz w Wilkucicach Dużych.
Modliszka zwyczajna (Mantis religiosa) w Wilkucicach Dużych
Tak po prawdzie, wciąż nie do końca wiadomo, co jest główną przyczyną tej nagłej eksplozji ekspansji gatunku w całej Europie. Biorąc jednak pod uwagę odnotowywany w ostatnich latach wzrost liczebności innych ciepłolubnych gatunków stawonogów - choćby wspomniane tygrzyki, uznawana do niedawna za wymarłą u nas pszczołą zadrzechnia fioletowa (Xylocopa violacea), osa gliniarz naścienny (Sceliphron destillatorium), pasikonik długoskrzydlak sierposz (Phaneroptera falcata) czy świerszcz nakwietnik trębacz (Oecanthus pellucens) - należy za "winowajcę" uznać klimat, a raczej zmiany w nim zachodzące. Na ogólnie negatywnie postrzeganym zjawisku korzystają konkretne, ciepłolubne gatunki. Jedne pojawiają się na nowych dla siebie terenach, inne na nie wracają... Jak czytamy u Władysława Bazyluka w 1977 roku: "W XVIII wieku był stwierdzony w okolicach Warszawy, w ostatnich latach występowanie modliszki w tym rejonie nie zostało potwierdzone".
Wykorzystana literatura:
● Bazyluk W. "Fauna Polski. Tom 6. Karaczany i modliszki"; PWN
● Bazyluk W. "Klucze do oznaczania owadów Polski. Część IX-X. Karaczany, Modliszki"; PWN
● Jirak-Leszczyńska A. "Ponowne stwierdzenie nakwietnika trębacza Oecanthus pellucens (Scopoli, 1763) (Orthoptera: Gryllidae) na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej"; Prądnik. Prace i Materiały Muzeum im. prof. Władysława Szafera
● Kadej M. i wsp. "Pierwsze udokumentowane stwierdzenie modliszki zwyczajnej Mantis religiosa religiosa (Linnaeus, 1758) (Insecta, Mantodea) na Dolnym Śląsku"; Przyroda Sudetów
● Miłkowski M. i Chmielewski S. "Występowanie modliszki zwyczajnej Mantis religiosa (Linnaeus, 1758) na Nizinie Mazowieckiej"; Przegląd Przyrodniczy
● Rosińska A. "Pierwsze stwierdzenie Mantis religiosa (LINNAEUS, 1758) (Mantodea: Mantidae) w Poznaniu"; Wiadomości Entomologiczne
● Zieliński D. i Łazarecki T. "Modliszka zwyczajna (Mantis religiosa L.) z Białegostoku, Suwałk i okolic Białowieskiego Parku Narodowego"; Wiadomości Entomologiczne
● Zieliński D. i wsp. "European mantis Mantis religiosa (Linnaeus, 1758) in Poland: Identification & handling"; Medycyna Weterynaryjna

O przeklinającej kaczce

 O tym, że blaszkodziobe (Anseriformes) to dosyć "chuligańskie" i "wyuzdane" ptaki (oczywiście antropomorfizując), wiadomo nie od dziś. Nawet na łamach "Naturalnie w Warszawie..." wspominałem o niesamowitym wyścigu zbrojeń w dziedzinie narządów kopulacyjnych między samcami i samicami niektórych kaczek ("sprężynujące" prącia długości całego ciała i pełna zachyłków i ślepych zaułków pochwy, które u ptaków tak naprawdę są częścią jajowodu), o zbiorowych gwałtach kończących się czasem utopieniem nieszczęsnej samicy, o homoseksualnej nekrofilii, za opisanie której Cornelis Moeliker z Natural History Museum Rotterdam otrzymał w 2003 roku nagrodę Ig Nobla, o męskich parach łabędzi, które uwodzą samicę, by ta złożyła jaja w ich przytulnym gniazdku, po czym przepędzają ją i samemu odchowują młode... Jest tego troszeczkę... A teraz na dodatek okazuje się, że kaczki na domiar złego... PRZEKLINAJĄ !!

Dokładniej zdarzało się to jednej kaczce imieniem Ripper, przedstawicielowi australijskiego gatunku o nazwie bisiorka (Biziura lobata), u nas praktycznie nieznanego.
Ripper wykluł się we wrześniu 1983 roku w Tidbinbilla Nature Reserve, gdzie mieszkał przez całe swoje życie. Gdy miał 4 lata, jego opiekun zauważył, że w sposób idealny imituje on odgłos zatrzaskiwanych drzwi oraz... jego własny poirytowany głos. Będąc pod niemałym wrażeniem umiejętności swojego podopiecznego, nagrał jego wyczyn, dzięki czemu teraz, po trzech dekadach "odgrzebano" i opublikowano tą rewelację. Na załączonych do publikacji materiałach dźwiękowych wyraźnie słychać Rippera "przeklinającego": "you blood fool" (czyli na polski coś w stylu "ty cholerny głupcze"). 15 lat później inny, bezimienny samiec utrzymywany w tej samej instytucji nauczył się idealnie imitować głos kaczki pacyficznej (Anas superciliosa). Autorzy publikacji wspominają jeszcze o dwóch innych bisiorkach - jednej utrzymywanej w Norfolk, która miała nauczyć się parskania mieszkającego obok kucyka i próbowała wymawiać wyraz "Hello!", oraz o osobniku z Slimbridge Wildfowl Trust, który "udawał" kaszel swojego opiekuna i skrzypienie bramki prowadzącej na jego wybieg.
Akustyczne umiejętności bisiorek są nie lada zaskoczeniem w naukowym świecie. Wiadomo - papugi, krukowate, gwarki... One radzą sobie z naśladownictwem ludzkiej mowy doskonale. Ale kaczka?? Jak to w ogóle możliwe? Autorzy publikacji stawiają tezy, według której samce bisiorem w swej młodości przechodzą proces podobny do tego odbywającego się u niektórych ptaków śpiewających, jak chociażby kanarków - muszą mieć wzorzec dźwięku, którego się uczą. Lęgi bisiorek są stosunkowo mało liczne (3-4 jaja w zniesieniu), a samica opiekuje się młodymi dłużej niż większość jej kuzynek. Dorastające samczyki swoje wokalne umiejętności ćwiczą stopniowo, a dwie geograficznie oddzielone od siebie populacje (wschodnia i zachodnia) nieco różnią się "dialektem". Wszystko to może sugerować, że każdy młodzieniec bisiorki na własne skrzydło zdobywa wiedzę na temat atrakcyjności zawołań godowych. Osobniki odchowywane przez człowieka najwyraźniej za atrakcyjne uznają odgłosy antropogeniczne, w tym ludzką mowę...
Czadowe, prawda? To fascynujące, o jak wielu podstawowych - zdawać by się mogło - rzeczach wciąż jeszcze nie mamy zielonego pojęcia...
Wykorzystana literatura:
● Brennan P.L.R. i wsp. "Coevolution of Male and Female Genital Morphology in
Waterfowl"; PLOS One
● ten Cate C. i Fullagar P.J. "Vocal imitations and production learning by Australian musk ducks (Biziura lobata)"; Philosophical Transactions of the Royal Society B
● Dewar J.M. "Ménage à trois in the mute swan"; British Birds
● Moeliker C.W. "The first case of homosexual necrophilia in the mallard Anas platyrhynchos (Aves: Anatidae)"; Deinsea

sobota, 25 września 2021

O długoszponach słów kilka

 Temat sam jakoś tak wyskoczył, a chyba nie będzie lepszej okazji na przedstawienie Wam tych ptaków, więc z chęcią skorzystam

Dopiero co analizowaliśmy jedną z tablic edukacyjnych Lasy Państwowe i zastanawialiśmy się, ile jest w naszym kraju gatunków słowików, a tu nagle pojawił się słynny już spot mający za zadanie promocję tejże instytucji, w której odnaleziono zasadniczą wpadkę - sugestię, jakoby w naszych tak doskonale zachowanych kniejach żyły... długoszpony. Po wytknięciu tego błędu, między innymi przez Adam Wajrak, film usunięto i długoszpona (najpewniej młodocianego osobnika długoszpona żółtoczelnego (Jacana spinosa)) podmieniono na swojskiego żurawia (Grus grus), ale okazja na bliższe zapoznanie się z długoszponami pozostała!
Długoszpon krasnoczelny (Jacana jaca)
Długoszpon... Cóż to w ogóle jest, bo brzmi dosyć groźnie... Długie szpony kojarzyć się mogą z jakimś drapieżcą złowrogim... A tymczasem długoszpony (Jacanidae) to niewielka, bo licząca zaledwie 8 współczesnych gatunków rodzina w obrębie rzędu siewkowych (Charadriiformes), a więc kuzyni mew, rybitw i bekasów. Wiele wskazuje na to, że najbliżej im genetycznie do złotosłonek (Rostratulidae), andówek (Thinocoridae) i dropiatek (Pedionomidae), czyli należą raczej do tej mniej znanej części siewkowego rodu. Rozpowszechnione są w Azji (2 gatunki), Ameryce Środkowej i Południowej (2 gatunki), Australii (1 gatunek) i Afryce (3 gatunki). Ich polska nazwa jest nieco myląca, bowiem szpony, tudzież pazury na końcach palców stóp u tych ptaków - owszem - długie są, ale tak naprawdę to palce nadają im niesamowity wygląd. Paliczki palców są nieproporcjonalnie wręcz wydłużone, nadając tym drobnym, filigranowym istotkom wygląd takiego troszkę pluszowego Freddy'ego Kruegera. Wydłużone palce to przystosowanie długoszponów do środowiska, w którym żyją - pomagają im utrzymać się na gęstym chociaż chybotliwym dywanie wodnej roślinności pokrywającej starorzecza, stawy i jeziora w ich rodzinnych stronach. Pięknie opisał je Alfred Brehm w swoim wiekopomnym "Tierleben": "Długoszpony to ptaki niezmiernie powabne i łagodne, przydające swą obecnością tyle wdzięku i tak już Pięknym grzybieniom i innym tego typu roślinom, że ujmują każdego, jakkolwiek obyczajami nie całkiem pasują do tak dodatnio wywieranego wrażenia. Ich przechadzki po liściach, niezdolnych utrzymać żadnych innych ptaków tej wielkości, mają w sobie urok, któremu ulega każdy podróżny" (tłumaczenie dr Zuzanna Stromenger w polskim wydaniu z roku 1962 pod redakcją dr Jana Żabińskiego).
Długoszpon afrykański (Actophilornis africanus)
Inną anatomiczną ciekawostką długoszponów są ich skrzydła. W przeciwieństwie do większości innych ptaków, tutaj to samice górują wielkością nad męską połową populacji. Rozmnażają się w systemie poliandrycznym, to znaczy jedna samica wiąże się w sezonie z kilkoma różnymi samcami (piękne polskie określenie: "wielomęstwo"). Te są też odpowiedzialne za wysiadywanie jaj i to oni biorą młode pod swoje skrzydła. I to dosłownie! Ogrzewają je, układając między ciałem a lekko rozłożonymi skrzydłami. Samiec z gromadą długopalcych łap dyndających spod skrzydeł wygląda co najmniej konfundująco. Tak jak kościec stóp, tak i kościec kończyn piersiowych (czyli skrzydeł) jest u długoszponów zmodyfikowany - u niektórych gatunków kość promieniowa ulega spłaszczeniu i poszerzeniu, u innych poszerza się przestrzeń między kością promieniową a łokciową. No i dodatkowo u dwóch gatunków (długoszpon chiński (Hydrophasianus chirurgus) i "nasz filmowy" długoszpon żółtoczelny) występują kostne ostrogi sterczące z kości śródręcza o nie do końca jasnym przeznaczeniu.
Pisklę długoszpona krasnoczelnego (Jacana jacana)

Pisklę długoszpona krasnoczelnego (Jacana jacana)
Jeśli zagrożenie nadejdzie w momencie, gdy pisklęta nie moszczą się akurat w tatusiowym pierzu, młodziutkie długoszpony żółtoczelne mają jeszcze jeden trik w zanadrzu - nurkują! Pod wodą zastygają w bezruchu, ponad powierzchnię wystawiając jedynie dziób, by móc normalnie oddychać.
A najlepsze zostawiam na koniec... Tak, to właśnie pisklę długoszpona, konkretniej krasnoczelnego (Jacana jacana). Czy zobaczycie dzisiaj coś bardziej uroczego? 😉
Wykorzystana literatura:
● Brehm A. "Tierleben"
● Bosque C. i Herrera E.A. "“Snorkeling” by the Chicks of the Wattled Jacana"; The Wilson Bulletin
● Jenni D.A. i Collier G. "Polyandry in the American Jaçana (Jacana spinosa)"; The Auk

piątek, 24 września 2021

O skrzydlatych leśnikach co dąbrowy sadzą

Ktoś kiedyś sugerował, że Puszcza Białowieska została zasadzona przez człowieka. Ostatnio pewna Pani Poseł porównywała drzewa do pszenicy, twierdząc, że im starsze drzewo, tym więcej tlenu podstępnie wyciąga z atmosfery i go nam zabiera, stąd też wycinka starych drzew jest wręcz konieczna (mocny kandydat do tytułu Biologicznej Bzdury Roku 2021, oj mocny...). Zdrowe, dorodne drzewa idą pod topór z zupełnie prozaicznych powodów, bo zwyczajnie komuś przeszkadzają w realizacji planów czy nie komponują się z jego wizją rzeczywistości. A ja bym chciał Wam opowiedzieć dzisiaj o leśnikach, którzy swoją ciężką pracą przyczyniają się do wzrostu lesistości w naszym kraju. Którzy każdego roku zasadzają niezliczone ilości drzew i to zupełnie za darmo! Leśnikach, dzięki którym podziwiać możemy dąbrowy. Takich prawdziwych leśnikach, z krwi i kości. I piór...

Sójki (Garrulus glandarius) zna chyba każdy. Nawet jeśli nie z wyglądu, to przynajmniej z rozwrzeszczanego głosu, który często towarzyszy naszym wędrówkom po lasach. Te piękne i niezwykle interesujące ptaszyska, kuzynki wron, kawek i gawronów, to nieodłączny element naszych borów i kniei. W przeciwieństwie do większości krukowatej familii, wciąż opierają się pokusie synantropizacji. W miastach owszem, pojawiają się, ale trzymają się głównie kompleksów leśnych lub starych, naturalistycznych parków. W Warszawie dopiero w latach 70-tych XX wieku pojawiła się w parku Skaryszewskim, a dekadę później - w Łazienkach Królewskich.
Jak na krukowate (Corvidae) przystało, sójki są wszystkożerne, a swoje menu dostosowują do aktualnie panujących warunków pogodowych i pory roku. Kiedy obficie występują owady - zajadają się owadami. Gdy nastaje pora lęgowa drobniejszych wróblaków - plądrują ich gniazda, rabując jaja i pisklęta. Gdy nadciąga jesień... zaczyna się czas sadzenia lasów! Sójki są wybitnymi smakoszami żołędzi. Uwielbiają te owoce, podobnie jak np. gołębie grzywacze, dziki czy niektóre gryzonie. Jednak podczas gdy ich konkurenci do stołówki żołędzie zjadają w całości, sójki przyjmują inną taktykę, bardziej roztropną i zapobiegliwą. Sójki magazynują żołędzie na czarną godzinę. Gdy już zaspokoją aktualny głód, nie zaprzestają zrywania dojrzewających żołędzi. Gromadzą kilka w wolu i wyruszają z nimi w drogę do sobie tylko znanych punktów orientacyjnych. Zazwyczaj znajdują się one w odległości kilkudziesięciu - kilkuset metrów od owocującego drzewa, ale czasami dystans ten rośnie nawet do kilkunastu kilometrów! Co ciekawe, niektóre źródła wykazują, iż zdecydowanie najczęściej sójki ukrywają swoją zdobycz u podnóża starych sosen.
To mutualistyczne powiązanie ptak-drzewo określa się mianem zoochorii, czyli zwierzosiewności - roślina przyjęła taktykę rozprzestrzeniania swoich nasion przez zwierzęta. Konkretniej w tym przypadku mówimy o ornitochorii (rozprzestrzenianiu przez ptaki) poprzez synzoochorię, czyli gromadzenie nasion w "magazynach" na czarną godzinę.
O więziach łączących dęby i sójki może świadczyć przykład z Sycylii. W rejonie Fondo Micciulla w Palermo rósł tylko jeden dojrzały, owocujący okaz dębu ostrolistnego (Quercus ilex). Zasadzony około roku 1975, zaczął regularnie wytwarzać żołędzie w wieku około 25 lat. Nikt jednak nie odnotował w okolicy naturalnych odnowień, pojawienia się siewek aż do roku 2014. Interesujące, prawda? Co się przez te 10 lat zmieniło? Pojawiły się sójki, które wcześniej na tych terenach nie były odnotowywane. Wraz z ich osiedleniem, w okolicy zaczęły pojawiać się dębowe siewki.
Wykazano, że w ciągu sezonu pojedyncza sójka magazynuje nawet ponad 5,5 tysiąca żołędzi. Gdy znajdzie obfite ich źródło, często je odwiedza, połyka kilka, a gdy już jej wole i przełyk są pełne, bierze jeszcze jednego w dziób i leci ukrywać zdobyczne żołędzie po okolicy. Sójki są w stanie ocenić jakość każdego owocu, a także rozróżnić ich przynależność gatunkową. Wykazano bowiem, że zdecydowanie bardziej preferują żołędzie rodzimego dębu szypułkowego (Quercus robur) od inwazyjnego dęby czerwonego (Quercus rubra). Z całą pewnością sporej części spośród tych kilku tysięcy przezornie ukrytych owoców sójka nie wykorzysta. Z badań przeprowadzonych w Holandii wynikło wręcz, że w ptasich żołądkach wyląduje ostatecznie ledwie nieco ponad 16 ich procent. Nawet odliczając dalsze straty losowe, daje nam to olbrzymią liczbę zasadzonych drzew z potencjałem na przyszłe dąbrowy. Odpowiednio umoszczone w ściółce, ukryte przed innymi owocożercami, żołędzie, których sójka nie wykorzysta, mają doskonałe warunki do kiełkowania.
Wykorzystana literatura:
● Bieberich J. i wsp. "Acorns of introduced Quercus rubra are neglected by European jay but spread by mice"; Annals of Forest Research
● la Mantia T. i da Silveira Bueno R. "Colonization of Eurasian jay Garrulus glandarius and holm oaks Quercus ilex: the stablishment of ecological interactions in urban areas"; Avocetta
● Mitrus C. i Szabo J. "Foraging Eurasian jays (Garrulus glandarius) prefer oaks and acorns in central Europe"; Ornis Hungarica
● Olszewski A. i Brzeziecki B. "Rola sójki (Garrulus glandarius) w inicjowaniu przemian sukcesyjnych zbiorowisk leśnych z udziałem dębu (Quercus sp.)"; Sylwan
● Pons J. i Pausas J.G. "Not only size matters: acorn selection by the European jay (Garrulus glandarius)"; Acta Oecologica

O śnieżyczce na przedwiośniu

Taka niezdecydowana ta pogoda ostatnio. Ni to zima, ni to wiosna, raz przygrzeje słońce, potem znowu kałuże skuje lodem. Ale już widać pierw...