Wspomniałem we wtorek, że ten tydzień poświęcamy głównie królikom, więc oto drugi z bardzo ważnych tematów dotyczących tych "uszaków". Temat poruszałem na "Naturalnie w Warszawie..." już kilkakrotnie, rokrocznie w marcu przypominając o konieczności szczepienia przeciwko myksomatozie. Ostatnie tygodnie to istny wysyp przypadków myksomatozy, co widać zarówno po liczbie zgłoszeń do przychodni, w której pracuję, jak i po liczbie wpisów na ten temat na różnych króliczych forach. Tak - ten rok jest wybitnie "wirusowy". Problem w tym, że aby ochronić się przed zarażeniem, królikom nie wystarczą maseczki (których my, ludzie (a przynajmniej część społeczeństwa), z jakichś niezrozumiałych dla mnie powodów tak bardzo nie chcemy zaakceptować, powołując się m.in. na prawa wolności osobistej i inne górnolotne argumenty...). Ale pozwólcie, że problem myksomatozy przybliżę po raz kolejny, powołując się na wcześniejsze wpisy.
Typowe objawy myksomatozy - tzw. "lwia głowa" - obrzęki powiek, nosa i uszu |
O szczepieniach psów i kotów wiedzą wszyscy ich posiadacze. Chociaż króliki od psów i kotów różnią się niemal pod każdym względem, to łatwo znaleźć jeden wspólny mianownik – należy je szczepić! Nie na te same choroby, oczywiście – skoro są to tak odmienne zwierzęta, to i dolegliwości miewają różne. A jedną z najgroźniejszych zakaźnych chorób króliczych jest MYKSOMATOZA. Odpowiedzialny za jej rozwój jest wirus z rodzaju Leporipoxvirus, przenoszony bądź przez kontakt bezpośredni między zdrowym a chorym królikiem, bądź z pomocą tak zwanych wektorów – owadów odżywiających się krwią (komary, pchły). Stąd też zachorować mogą nawet osobniki, które nie mają styczności z innymi przedstawicielami swojego gatunku. A zaznaczyć trzeba, że myksomatoza u dzikich i domowych królików jest chorobą wysoce śmiertelną! Kończy się śmiercią w 70-100%!! To oznacza, że jeśli zwierzę zachoruje, szanse na jego wyleczenie są bardzo niewielkie. Dlaczego tak jest i skąd ta zjadliwość patogenu? Leporipoxvirus pochodzi z Ameryk, gdzie nasze króliki europejskie (Oryctolagus cuniculus), protoplaści wszystkich udomowionych form, nie występują. Żyją natomiast króliki z rodzaju Sylvilagus, jak chociażby królak brazylijski (Sylvilagus brasiliensis), u których patogen występował od setek lat, a choroba, dzięki tak długiemu "dojrzewaniu" relacji patogen-żywiciel, przebiega nieporównywalnie łagodniej, w postaci skórnych włókniaków. Gdy wirus przedostał się (a właściwie celowo został przywieziony) z Ameryki do Europy (1952 rok, Francja) – pojawiły się zachorowania wśród tutejszych zajęczaków, całkowicie nieprzystosowanych do „walki” z nowym problemem. I tak trwa on do dziś. Podobnie jest w Australii, gdzie króliki stały się istną plagą, a wirus trafiał dwukrotnie - w 1919 roku, nie wywołując wielkiej epidemii, oraz w 1950 roku. Wprawdzie w ostatnich latach obserwuje się przypadki łagodniejszych lub atypowych przebiegów myksomatozy u królików (np. w postaci przewlekłych, niereagujących na antybiotykoterapię zapaleń układu oddechowego), choroba nadal pozostaje olbrzymi zagrożeniem! Na szczęście, istnieje prosty i skuteczny sposób zapobiegania rozwojowi choroby!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz