czwartek, 13 sierpnia 2020

Naturalnie Dzień Dobry

Od małego brzdąca ciągnęło mnie w tematy ogólnoprzyrodnicze. Wycieczkę do zoo przedkładałem nad wizytę w wesołym miasteczku, a podczas wakacyjnych wyjazdów na działkę uważnie obserwowałem wszelkie drobne owady, próbowałem rozpoznać każdy napotkany chwast i z niesamowitym jak na ówczesne czasy, otrzymanym pod choinkę w wieku jakichś 8-9 lat atlasem „Ptaki Polski” Jana Sokołowskiego (wydanie VI z 1992 roku, po dziś dzień ma go na półce) wpatrywałem się w niebo i okoliczne zarośla. Ulubionym przedmiotem w szkole była oczywiście biologia, a zawodowy wybór już pod koniec podstawówki nakierowany był prostym kursem na weterynarię. W sierpniu 2014 roku przełamałem się. Po wielu namowach znajomych i niezliczonych przemyśleniach, jakby to w ogóle miało wyglądać, założyłem profil publiczny na Facebooku. Nie miał być on jednak typowym "autopromocyjnym" fanpagem. Po pierwsze dlatego, że nie umiem w autopromocję. Po drugie dlatego, że wcale nie uważam się za szczególnie wspaniałą "alfę i omegę". Po trzecie wreszcie dlatego, że chciałem na tym profilu dzielić się wiedzą, moimi osobistymi fascynacjami, codziennymi małymi zachwytami. I nie miał to być profil li tylko o weterynarii. Ta, owszem, jako podstawa mojego życia zawodowego i jedna z głównych fascynacji, miała docelowo stanowić nieodzowny element przekazywanych na nim treści, ale nie jedyny. Chciałem też uwagę czytelników zwrócić na to, jak fascynujący świat nas otacza. Mieszkańcy wielkich miast często narzekają, że brakuje im kontaktu z przyrodą, że dziką naturę to widzą co najwyżej w trakcie wakacyjnych wyjazdów. Tymczasem jest to błędna wizja świata i nawet w trakcie codziennej podróży do i z pracy można dokonać wielu interesujących przyrodniczych obserwacji, co staram się do dziś udowadniać na przykładzie mojego rodzinnego miasta - Warszawy.


Wprawdzie profil został założony w sierpniu 2014 roku, ale na poważniej zaczął funkcjonować dopiero w maju 2015 roku. Początkowo wpisy pojawiały się codziennie, zawierały po 3-4 zdania. Z czasem rozrastały się na długość, bogaciły w treść, dołączyła do nich bibliografia, przez dłuższy moment także wersja anglojęzyczna tekstu. Po tych kilku latach fanpage nie zrobił jakiejś fenomenalnej kariery, chociaż te prawie 6 000 polubień uznaję za naprawdę niebywały osobisty sukces. Oznacza to, że niemal 6 000 osób w którymś momencie uznało, że podoba im się to, co piszę, być może w jakiś sposób ich to zainspirowało lub rozwikłało jakieś dręczące ich wątpliwości. To miłe, że uznali moją pracę za wartą pozostawienia "lajka" i serdecznie za to dziękuję! To niezwykle motywujące. Jednocześnie coraz głośniejsze stawały się opinie, że teksty, które piszę - szczególnie te dłuższe- w Facebookowym anturażu stają się nieczytelne i ciężkie do przyswojenia. Że przydałoby się zamieszczać je w innym otoczeniu, bardziej przyjaznym wzrokowi. Żeby założyć bloga niezależnego od serwisu społecznościowego. I znów trwało to bardzo długo. Gdzieś w międzyczasie pojawił się profil na Instagramie, ale to okazała się zupełnie nie moja bajka. W końcu postanowiłem spróbować jeszcze inaczej i tak oto na nieprzebrane wody Internetu wypływa ten blog. Nie wiem, czy kogoś zainteresuje - jeśli tak - będzie mi niezwykle miło. Jeśli nie, trudno - po prostu lubię pisać o tym, co mnie zafascynuje. Rozumiem, że nie każdy może pałać zachwytem nad napotkanym nowym gatunkiem muchówki lub niepozorną acz rzadką rośliną. Co z tego wyjdzie - zobaczymy. W każdym razie Naturalnie w Warszawie, czyli nie samą weterynarią żyje człowiek niniejszym wykracza poza strefę komfortu social mediów :)

lek.wet. Łukasz Skomorucha



1 komentarz:

O śnieżyczce na przedwiośniu

Taka niezdecydowana ta pogoda ostatnio. Ni to zima, ni to wiosna, raz przygrzeje słońce, potem znowu kałuże skuje lodem. Ale już widać pierw...