poniedziałek, 22 grudnia 2025

O odpowiedzialności na długie lata

 Weterynaryjny Wtorek!

Czy zawsze zdajemy sobie sprawę z faktu, jaką odpowiedzialność bierzemy na siebie, gdy decydujemy się na zakup egzotycznego pupila? Z doświadczenia wiem, że niestety bardzo często odpowiedź jest przecząca, co odbija się na dobrostanie zwierzaków. Weźmy np. takiego pytona królewskiego (Python regius) - jednego z najpopularniejszych węży dostępnych w handlu zoologicznym...
Jeśli na szybko przejrzymy ogólnodostępne materiały na temat tego gatunku, znajdziemy informacje, że wąż może osiągnąć wiek nawet 20-30 lat. "Nawet"! A wiecie, ile wynosi oficjalny zarejestrowany rekord długości życia pytona królewskiego w warunkach hodowlanych? Co najmniej 62 lata! Co najmniej, bowiem rekordzistka, samica utrzymywana od 17 sierpnia 1961 roku do 26 lutego 2021 roku, do Saint Louis Zoo trafiła jako już dojrzały płciowo osobnik odłowiony z natury. Osiągnięcie dojrzałości gatunek ten uzyskuje w naturze najwcześniej w trzecim roku życia, stąd, dosyć zachowawczo, uznano, że w momencie trafienia w ludzkie ręce, była trzylatką. Poprzedni rekord wynosił 47 i pół roku i był ustalony przez samicę utrzymywaną w Philadelphia Zoo .
Jak zatem widzicie, te sympatyczne "kluski" potrafią żyć zaskakująco długo. Wężyca-rekordzistka jeszcze w 2020 roku składała jaja, a stan jej zdrowia pogorszył się dopiero krótko przed decyzją o humanitarnej eutanazji. Kto z nas uwzględnia tak odległy upływ czasu? Ja wiem, że carpe diem i w ogóle, ale jednak decyzje nakładają na nas pewne konsekwencje i obowiązki. Pomyślmy o tym za każdym razem, gdy obiektem decyzji będzie żywa istota...


Wykorzystana literatura:
● Dawson J.E. i wsp. "Python regius (ball python). Longevity"; Herpetological Review

niedziela, 21 grudnia 2025

Gdy jedna gwiazdka...

Ile obecnie jest warta opinia w Internecie? Okazuje się, że to zależy, jaki pakiet sobie wykupimy...

Gdy powoli już zaczynamy wyczekiwać pierwszej gwiazdki, naszły mnie takie rozkminy... Prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą, bo takie realia rynku weterynaryjnego. Jestem więc - jakby nie patrzeć - "właścicielem firmy". Takim CEO, jakby to po amerykańsku powiedzieć. Trochę to śmieszne, trochę smutne, ale nie o tym. Jako ten "przedsiębiorca", jestem celem dla kilku innych działalności. Ot, ostatnio bardzo licznie otrzymuję na skrzynkę pocztową pewien typ wiadomości. Nadawcy przekonują w nich mnie, że jeśli wejdę z nimi we współpracę, to zagwarantują mi najlepsze oceny, komentarze, pochwały i peany na temat mojej firmy. Oczywistym jest, że ilość wystawionych gwiazdek zależy od tego, jaki zakres współpracy wybiorę, czyli ile kasy zdecyduję się na te gwiazdki wybulić.

Przykre jest to, że system ten działa na tej zasadzie. Że trzeba się kilka razy zastanowić, czy wystawione opinie są szczere czy tylko wygenerowane. Jasne, to działa w dwie strony. Nie raz spotkałem się z sytuacją, że rozżalony klient zwoływał wszystkich swoich krewnych i znajomych do wystawiania negatywnych opinii, bo np. nie udało się uratować jego zaniedbywanego miesiącami zwierzaka, który trafił do przychodni weterynaryjnej już zdecydowanie za późno. A czasami wystarczy, że po prostu musiał czekać na wizytę, bo przyszedł nieumówiony, a w tym samym czasie wszyscy pozostali lekarze zajmowali się innymi ciężkimi przypadkami. Chciałoby się, aby były to skrajności, okazyjne przypadki... Niestety, najwyraźniej i jedno, i drugie staje się powoli internetową normą... Takie mało biologiczne przemyślenia na dziś...


Dziękuję Zorivphotolab za fotkę. Chciałem jeszcze wstawić adekwatną muzyczkę, ale tu się nie da więc, będzie w relacji ;)

#naturalniewwarszawie #opinie #gwiazdki #przemyślenia

sobota, 20 grudnia 2025

 Tak trochę z przymrużeniem oka (ale i całkiem na serio) odnośnie wpisu, który w tym roku wzbudził chyba największe emocje na "Naturalnie w Warszawie...". Czyli o kulturze i sensie dyskusji o bezdomności kotów.

Jesli chcemy dyskutować, na jakikolwiek temat, to nie warto zaczynać od obrażania naszego rozmówcy. Warto też przygotowac jakies konkretne argumenty, podparte jakimiś danymi. To tak na przyszłość.


Mleczyk, ostatni w tym sezonie ;)

 Mleczyk... Ostatni w tym sezonie

Każdy chyba kojarzy tę wiekopomną scenę z początku pierwszej "Epoki lodowcowej", w której niezbyt rozgarnięty Sid rujnuje sałatkę Carlowi i Frankowi - dwóm "nosorożcom", wypowiadając te słynne kilka słów... No to przychodzi Pan Maruda, Pogromca Dziecięcych Uśmiechów i Niszczyciel Dobrej Zabawy.
W oryginalnej, anglojęzycznej wersji filmu rośliną, o której mowa w scenie, jest "dandelion", czyli mniszek (Taraxacum spp.). Zresztą wygląd zrywanego kwiatostanu również pasuje do tego rodzaju. W Polsce niestety nagminnie mniszek utożsamiany jest z mleczem (Sonchus spp.) i powszechnie stosuje się względem niego tę niepoprawną botanicznie nazwę. I tak też było w przypadku polskiego dubbingu, w którym mniszek został mleczykiem.
Inna sprawa, że "nosorożce" z tej sceny to tak naprawdę przedstawiciele rodzajów Megacerops i Embolotherium, czyli reprezentanci wymarłej rodziny Brontotheriidae. I chociaż na pierwszy rzut oka faktycznie przypominają dzisiejsze nosorożce (bo niektóre współczesne im nosorożce ni pieruna nie przypominały tych współczesnych), to są (czy raczej były) bliżej spokrewnione z końmi.
A żeby nie było, że się tylko wymądrzam, to proszę - prawdziwy mleczyk - mlecz zwyczajny (Sonchus oleraceus) napotkany wczoraj, zmarznięty, porośnięty grzybem Golovinomyces sonchicola, ale wciąż kwitnący... Możliwe, że jeden z ostatnich w tym sezonie...
Mlecz zwyczajny (Sonchus oleraceus) z liśćmi zaatakowanymi przez grzyb Golovinomyces sonchicola

O odpowiedzialności na długie lata

  Weterynaryjny Wtorek! Czy zawsze zdajemy sobie sprawę z faktu, jaką odpowiedzialność bierzemy na siebie, gdy decydujemy się na zakup egzot...